W dramatycznych warunkach Wołodymyr Zełenski zjednoczył Ukraińców i skutecznie motywuje ich do walki z rosyjskim najeźdźcą. Zaskarbił sobie przychylność wolnego świata, który na bezprecedensową skalę wspiera dziś Ukrainę militarnie, finansowo i politycznie. Ubrany w kultowy już zielony t-shirt, Zełenski stał się globalną ikoną walki ukraińskiego narodu o wolność i niezależność od barbarzyńskiej Rosji. Zełenski to dziś synonim przywództwa. Jego każde słowo, gest i decyzję studiować będą kolejne pokolenia.

Ta jedna decyzja
W swym krótkim politycznym życiu Zełenski zdążył podjąć kilka trudnych decyzji, ale tylko tę jedną o znaczeniu absolutnie fundamentalnym. Jego odmowa ewakuacji z Kijowa oraz styl, w jakim to uczynił, na trwałe zapewniły mu miejsce w annałach historii. Co jednak szczególnie ważne, nadały niepodważalną wiarygodność temu, tracącemu przecież w sondażach w przeddzień wybuchu wojny, prezydentowi. Z charyzmatycznego, aczkolwiek niekiedy nieudolnego i zdradzającego autorytarne ciągoty przywódcy, stał się symbolem wolności i niezłomności ducha, świecąc przykładem swoim rodakom.
Jego przywództwo ma znaczenie nie tylko w kontekście sytuacji wewnętrznej na Ukrainie, jako paliwo dla ukraińskiego oporu. Zełenski oddziałuje zwłaszcza na światową opinię publiczną, zapewniając państwom wolnego świata społeczną aprobatę dla wspierania Ukrainy, bądź przyczyniając się do wywierania społecznej presji na rządy niechętne udzielaniu takiej pomocy. Wizerunek Zełenskiego jest kluczowy dla powodzenia ukraińskiej sprawy. Spróbujmy zatem scharakteryzować styl przywództwa ukraińskiego prezydenta, którego losy śledzą każdego dnia miliony ludzi na całym świecie.

Chłopak z blokowiska
Zełenski jest bez wątpienia osobą charyzmatyczną, aczkolwiek to charyzma chłopaka z blokowiska, z którego notabene rzeczywiście pochodzi, a nie charakter kołnierzyka z Ligi Bluszczowej. Ukraiński prezydent jest bezpośredni, prostolinijny, w sposób naturalny błyskawicznie skraca dystans między sobą a rozmówcą. Niezręczną sytuację z chęcią rozładuje żartem. Gdy natomiast uważa to za stosowne, swojemu interlokutorowi odpowie tak, by mu poszło w pięty. Nie ma znaczenia czy rozmawia ze swoimi współpracownikami, czy z zagranicznymi gośćmi, którzy odwiedzają go na ulicy Bankowej. Jak sam to kiedyś ujął, chciałby, żeby po zakończonej prezydenturze ludzie podchodzili do niego na ulicy i klepali go po plecach. Że taki równy z niego gość.
To właśnie z doświadczenia blokowiska bierze się ten jego trudny do podrobienia wizerunek. Gdy w żołnierskich słowach, za pośrednictwem krótkiego klipu, nagranego w schronie lub podczas spaceru ulicami Kijowa, zwraca się do narodu i do zagranicznych partnerów. Siła oddziaływania Zełenskiego bierze się z jego naturalności i autentyczności, czyniąc zarazem jego przekaz wiarygodnym. Klucz tkwi w prostocie. Ubrany w garnitur i krawat nie byłby już tym samym fenomenem.

Dyskretny urok autorytaryzmu
Zełenski jest przy tym liderem autorytarnym. To on wyznacza cele, wymaga ich realizacji, nawet jeśli zdarza mu się swe decyzje konsultować z wąskim gronem współpracowników. Zdaje to egzamin to warunkach wojny, bo przyspiesza proces decyzyjny i wpływa na spójność obozu rządzącego. Ogranicza jednak wszelkie poważne dyskusje w obozie władzy, chociaż można się spierać czy podczas wojny aby na pewno jest czas i miejsce na takie dysputy.
Zresztą wojna w znacznej mierze chroni ukraińskiego prezydenta przed krytyką międzynarodową. W normalnych warunkach Zełenski znajdowałby się pod stałą presją zachodnich partnerów, oskarżających go o nadmierną koncentrację władzy i przypadki jej nadużywania. Jednak w sytuacji gdy rosyjskie rakiety spadają na ukraińskie miasta, a rosyjscy żołnierze dokonują kolejnych aktów ludobójstwa, podważanie sposobu sprawowania władzy przez ukraińskiego prezydenta byłoby ewidentnym działaniem na korzyść Rosji. Oskarżeń o sprzyjanie Putinowi zachodni politycy wolą unikać, ale w rozmowach w cztery oczy prezydent Ukrainy bez wątpienia taką krytykę pod swoim adresem słyszy.

Niedyplomatyczny dyplomata
W kontaktach międzynarodowych ukraiński prezydent balansuje na cienkiej linii tego, co w dyplomacji jest do przyjęcia. Zełenski zdaje sobie sprawę, jak trudno w świetle kamer odmówić jego pełnym emocji prośbom, podać w wątpliwość jego decyzje lub formułować wobec niego zarzuty. Toteż świetnie wykorzystuje koniunkturę międzynarodową, żeby wywierać presję na partnerów zagranicznych. Gdy na Kijów spadały rosyjskie rakiety, Zełenski, ewidentnie zdenerwowany, przypominał swoim sojusznikom, że z prośbą o obronę przeciwrakietową zwracał się już wiele tygodni wcześniej. Niejako przypisywał w ten sposób społeczności zachodniej współodpowiedzialność za śmierć ukraińskich cywili.
Tylko że to ciągłe wywieranie presji na partnerów, uzasadnione w czasie wojny, po jej zakończeniu może obrócić się przeciwko samej Ukrainie. Zełenski, nawet jeśli niesłusznie, będzie bowiem uważany przez przywódców innych państw za roszczeniowego, a wszak wielu z nich pomaga Ukrainie wbrew własnej woli – dlatego, że muszą, nie dlatego, że chcą. Sojusznicy zaciskają dziś zęby i gryzą się w język, jednak często chowają do Zełenskiego urazę. Gdy nadarzy się okazja odpłacić mu pięknym za nadobne, bez wątpienia to zrobią. Jest to tym bardziej prawdopodobne, im częściej Zełenski decyduje się na przekroczenie pewnych powszechnie akceptowalnych granic. Weźmy choćby niemieckiego prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera, któremu odmówiono swego czasu wizyty w Kijowie. Choć ja osobiście [D.Sz.] tę decyzję Zełenskiego chwaliłem, to już w oczach Niemców – i pewnie nie tylko ich – ukraiński prezydent takim gestem nadwyrężył swą wiarygodność.

Życie to nie film
Autentyczność Zełenskiego ma też swoje drugie oblicze, gdy politycznemu naturszczykowi puszczają nerwy i naszym oczom ukazuje się odmienny od starannie kreowanego przez jego PR-owców wizerunek. Jeszcze zanim został prezydentem, Zełenski dał się poznać ze swych mało kulturalnych odzywek do ukraińskich dziennikarzy. Jego nieprzemyślane wypowiedzi, choćby dotyczące stosunków z Rosją, sprawiły, że ówczesny sztab Zełenskiego odsunął go na bok, a w jego imieniu wypowiadali się członkowie sztabu, zwłaszcza grający wtedy pierwsze skrzypce Dmytro Razumkow. To dzięki temu zabiegowi Zełenski sprawił, że Ukraińcy de facto głosowali na Wasyla Hołoborodźkę, jego serialowe wcielenie, nie na samego Zełenskiego jako takiego. Okazało się paradoksalnie, że brylujący w mediach Zełenski ma problemy w kontaktach z… mediami. Nie minęły one po objęciu prezydentury, toteż Zełenski został otoczony szczelnym kordonem doradców ds. wizerunku i unikał spotkań z dziennikarzami. Gdy pod presją zorganizował tzw. maraton prasowy, widać było u niego dyskomfort i zdenerwowanie.
Zełenski z tego zapewne powodu dość oszczędnie podchodzi do kwestii transparentności i kontaktów medialnych. Z dziennikarzami rozmawia niechętnie i nieczęsto. Aczkolwiek nie ma w tym nic dziwnego, bo przed wybuchem wojny prezydent w gruncie rzeczy budował dość scentralizowany system władzy, wbrew swoim publicznym zapewnieniom. Na światło dzienne wychodziły jednocześnie kolejne afery osób z jego najbliższego otoczenia, które stopniowo burzyły opowieść o prezydencie „słudze ludu”. Media mu przeszkadzały, nie pomagały.

Sługa ludu?
To nie Zełenski wygrał kampanię prezydencką, tylko Wasyl Hołoborodko, jego sceniczna postać z serialu „Sługa Ludu”. Ukraińcy niewiele dowiedzieli się o Zełenskim-polityku, trzymanym za kulisami, więc projektowali na niego wizerunek filmowego nauczyciela. Tej pełnej sprzeczności serialowej postaci można było przypisać dowolne poglądy i w taki właśnie sposób dowolne poglądy Ukraińcy przypisali Zełenskiemu. Każdy odnalazł w nim to, czego szukał – zwolennika rządów silnej ręki, zwolennika daleko posuniętej decentralizacji, stronnika integracji z UE i NATO, stronnika bliższej współpracy z Rosją. A przy tym Ukraińcy głosując na Zełenskiego skreślili w swoim mniemaniu całą ukraińską klasę polityczną.
Tymczasem Zełenski od zawsze był integralną częścią tejże klasy politycznej. Występował prywatnie na przyjęciach u polityków i oligarchów. Politycy byli stałymi gośćmi na jego spektaklach. Zełenski pełnił rolę błazna na dworze, wyśmiewającego władze. Jednocześnie jednak, jak ów błazen, był tego dworu integralną częścią. Jego rolą było „spuszczanie powietrza”, rozładowywanie napiętych nastrojów społecznych. W kampanii prezydenckiej Zełenski umiejętnie wykorzystał swoje dworowanie z władzy, jawiąc się jako osoba spoza systemu, ale był to tylko zgrabny chwyt wizerunkowy.

Rządy twardej ręki
By lepiej rozumieć styl przywództwa Zełenskiego warto pamiętać o jego doświadczeniach sprzed 2019 r. Twardą ręką sprawnie zarządzał biznesem z branży kreatywnej i to właśnie zarządzanie twardą ręką przeniósł do swojej prezydenckiej administracji – ze wszystkimi tego plusami i minusami. Ostateczna decyzja zawsze należy do Zełenskiego, a zagłębia się on często w sprawy, które równie dobrze mogłyby zostać rozwiązane na niższym szczeblu. Przypomina pod tym względem swojego poprzednika, Petra Poroszenkę, znanego z tzw. mikromenedżmentu.
U Zełenskiego ta obsesja kontroli jest niezwykle widoczna. Po zdobyciu władzy dość szybko odsunął od siebie osoby samodzielnie myślące – wyrzuceni zostali m.in. Andrij Bohdan, pierwszy szef prezydenckiej administracji, oraz wspomniany wcześniej Dmytro Razumkow, wówczas przewodniczący Rady Najwyższej. W najbliższym otoczeniu prezydenta pozostali głównie przytakujący Zełenskiemu akolici. Prezydent podejmował kontrowersyjne lub ewidentnie błędne decyzje, bo nie było już nikogo, kto by ośmielił się mu przeciwstawić. Ubocznym efektem było pogrążanie się prezydenckiej administracji w konfliktach wewnętrznych, bo członkowie ekipy Zełenskiego rywalizowali między sobą o dostęp do prezydenta.
Zełenski chciał rządzić Ukrainą tak jak wcześniej swoim biznesem. Zdołał skupić w swoim ręku ogromną władzę, niemniej nie udało mu się zbudować systemu tak „sprawnego” jak Janukowyczowi. Ukraińscy komentatorzy żartowali prywatnie, że Zełenski nie został autokratą bo nie umiał, nie dlatego, że nie chciał. Nie był choćby w stanie zablokować jednej z najważniejszych reform ostatnich lat, decentralizacji władzy, a przecież kilkukrotnie próbował ją wykoleić, by zachować wpływ na sytuację w regionach. Konflikty prezydenta z merami największych miast trwają zresztą do dziś.

Po pierwsze biznes
Doświadczenie biznesowe Zełenskiego przekłada się zarazem na jego zachowanie jako głównego ukraińskiego dyplomaty. Bliskie jest mu podejście transakcyjne a’la Donald Trump – „coś za coś”. Zdecydowanie łatwiej dyskutuje się z nim o interesach niż o wartościach. Jako prezydenta interesowały go przede wszystkim inwestycje, chętnie uczestniczył w różnych forach biznesowych, przy okazji każdej wizyty zagranicznej spotykał się z lokalnymi biznesmenami i z nimi rozmawiał na temat potencjalnego zaangażowania na Ukrainie. Można było odnieść wrażenie, że prezydent był tymi spotkaniami znacznie bardziej zainteresowany niż kontaktami dyplomatycznymi. Liczyły się konkrety, rozmowy z zagranicznymi liderami raczej go nudziły.

Naczelny dowódca
Stopień wpływu Zełenskiego na ukraińską armię nie jest do końca jasny. Oczywiście jego pozycja uległa radykalnemu wzmocnieniu od czasu rosyjskiej inwazji. Już wcześniej miał ogromny wpływ na obsadę stanowisk, zwłaszcza w sferach powiązanych z kontraktami zbrojeniowymi – czyli tam, gdzie przepływały duże pieniądze. Z drugiej strony ukraińska armia została dalece zdecentralizowana w ostatnich latach. Dowódcy w terenie mają o wiele większą swobodę w podejmowaniu decyzji niż chociażby dowódcy rosyjscy, co notabene okazało się przewagą Ukraińców na polu boju. Co jakiś czas słyszymy też pogłoski o napięciach między administracją prezydencką a wojskowymi, które miałyby być związane z naciskami prezydenta na sposób prowadzenia przez ukraińską armię działań zbrojnych. W trakcie kontrofensywy pod Chersoniem Zełenskiemu zależało wszak na jak najszybszym odbiciu miasta, podczas gdy wojskowi obawiali się pośpiechu ze względu na potencjalnie zbyt wysokie koszty osobowe.

Konflikty wewnętrzne
Zełenski nie stronił od konfliktów po objęciu prezydentury. Najważniejszym był jego konflikt z byłym prezydentem Petrem Poroszenką, do gnębienia którego używał wszelkich dostępnych metod, włącznie ze Służbą Bezpieczeństwa i prokuraturą. Poroszenko w pewnym momencie otarł się nawet o areszt. Szczęśliwie Zełenski zrobił krok w tył, pod międzynarodową presją, inaczej Ukraina weszłaby w tę wojnę z bagażem gorącego konfliktu wewnętrznego.
Oczywiście ten konflikt między Zełenskim a Poroszenką trwa nadal, został jedynie tymczasowo wyciszony. Ukraińskie siły polityczne na czas wojny zawarły swego rodzaju wewnątrzkrajowe zawieszenie broni. Jego trwałość stoi jednak pod znakiem zapytania, biorąc pod uwagę to, w jaki sposób Zełenski za pomocą służb wymusił na Wiktorze Medwedczuku zeznania przeciwko Poroszence. Konflikt wybuchnie ponownie gdy wojna się skończy lub dojdzie do dłuższego zawieszenia broni między Ukrainą i Rosją. No i oczywiście gdyby sprawy na froncie przybrały dla Ukrainy niekorzystny obrót.
Wojna przyniosła też nową odsłonę konfliktu Zełenskiego z merami największych miast. Widoczny jest spór choćby na tle pozyskiwania inwestycji na odbudowę Ukrainy. Prezydent stara się monopolizować kontakty zagraniczne i scentralizować proces odbudowy kraju – jego sztandarowy program zakłada przydzielenie odbudowy poszczególnych regionów Ukrainy konkretnym państwom partnerskim, które miałyby stać się „patronami”. Tymczasem merowie dużych miast i władze lokalne korzystają z własnych kontaktów zagranicznych i często woleliby sami dobierać sobie partnerów i potencjalnych inwestorów, bez nadzoru z Kijowa.

Lider z przypadku
Jakkolwiek kontrowersyjnie to brzmi, rosyjska inwazja okazała się dla tracącego na sympatii Zełenskiego szansą na ucieczkę do przodu, z której świetnie potrafił skorzystać. Nie tylko odzyskał zaufanie Ukraińców i przeistoczył się w przywódcę rozpoznawalnego na arenie międzynarodowej. Stanął na czele obrony napadniętego państwa i zdał najważniejszy w swoim życiu egzamin dojrzałości. To on wiedzie Ukrainę przez meandry wojny i niewielu śmiałoby dziś kwestionować jego przywództwo. Zełenski sprzed wojny i Zełenski po 24 lutego br. to dwie zupełnie inne postaci. Przed wojną był typowym managerem. Dziś jest prawdziwym przywódcą, który ma wizję i potrafi do niej przekonać innych.
Czy jednak może czuć się do końca pewnie? I czy może być spokojny o upragnioną reelekcję? Wprawdzie w trakcie kampanii prezydenckiej Zełenski deklarował, że zamierza zostać prezydentem tylko na jedną kadencję, ale nie ulega wątpliwości, że od dawna myśli już o tej drugiej. A to oznacza, że wojnę będzie musiał wpisać w przyszłe wybory prezydenckie i już teraz antycypować potencjalnych kontrkandydatów. Gdybym miał [D.Sz.] zaryzykować, stwierdziłbym, że Zełenskiemu mógłby poważnie zagrozić ktoś wywodzący się z kręgów wojskowych. Ukraiński generał Eisenhower, który po wojnie wszedłby do świata polityki z niekwestionowaną pozycją.

Nowe polityczne otwarcie
Dochodzimy tym samym do pytania, jak będzie rozwijała się sytuacja na Ukrainie po zakończeniu (bądź zamrożeniu) rosyjskiej inwazji i jakie będzie wówczas miejsce Zełenskiego na ukraińskiej scenie politycznej. W polityce wewnętrznej niewątpliwie będziemy mieć do czynienia z nowym otwarciem, bo w wyniku rosyjskiej napaści ukraińska scena polityczna de facto się rozpadła. W związku z zakazem działalności partii prorosyjskich, jedno skrzydło tejże sceny politycznej znalazło się całkowicie poza nawiasem. Wiele partii „wodzowskich”, opartych na wizerunku jednego lidera, jak Batkiwszczyna Julii Tymoszenko, praktycznie nie istnieje w tym momencie w przestrzeni publicznej.
Prawdopodobnie duża część partii okresu przedwojennego już nigdy nie wejdzie do Rady Najwyższej. Na sile zyskają natomiast zupełnie nowe środowiska polityczne, wywodzące się, po pierwsze, z kręgów wolontariuszy i aktywistów wspierających armię, po drugie, z samej z armii – weteranów wojskowych, którzy zdecydują się na karierę polityczną. Te właśnie dwa środowiska mogą w przyszłości zagrozić ugrupowaniu Zełenskiego i jemu samemu.

Znaki zapytania
Tym bardziej, że pod adresem ukraińskiego prezydenta pada wiele niewygodnych dla niego pytań, na które prędzej czy później będzie musiał odpowiedzieć. Tajemnicą poliszynela jest to, że ukraińskie służby wydatnie przyczyniły się do zdobycia przez Rosję południa Ukrainy, w tym zajęcia w tej kampanii jedynego miasta obwodowego – Chersonia (odbitego w listopadzie br.). Odpowiedzialność polityczną ponosi za to Zełenski, który szefem Służby Bezpieczeństwa Ukrainy mianował swojego kolegę z podwórka, Iwana Bakanowa. Ten w swojej roli zupełnie się nie sprawdził i Zełenski ostatecznie musiał się go pozbyć.
Sam Zełenski zresztą do ostatniej chwili nie wierzył, że dojdzie do wojny i zrozumiał skalę zagrożenia prawdopodobnie dopiero kilkanaście godzin przed atakiem. Dysponował rzecz jasna informacjami zarówno swojego wywiadu, jak i zachodnich sojuszników, głównie wywiadu amerykańskiego. Był jednak przekonany, że to rosyjski blef. Co więcej, że również administracja Joe Bidena celowo nakręca histerię, żeby wymusić na Ukrainie ustępstwa na rzecz Rosji.
Czy Ukraina na pewno szykowała się do tej wojny? Czy można było wcześniej ewakuować ludność cywilną z terenów zagrożonych rosyjskim atakiem? Pytania można tylko mnożyć. Gdy na kilkadziesiąt godzin przez inwazją opuszczałem [D.Sz.] Donbas wraz z grupą kolegów i koleżanek z PISM, do rosyjskiego ataku przygotowywali się jedynie miejscowi aktywiści i wolontariusze, którzy znakowali schrony na wypadek wojny. Lokalna administracja pozostawała niemal całkowicie bierna, tłumacząc nam, że z Kijowa nie dotarły do nich żadne wytyczne. Wiele gorzkich słów usłyszeliśmy przy okazji od nich pod adresem Zełenskiego.

Być albo nie być
Przyszłość Ukrainy i samego Zełenskiego została nierozerwalnie związana z przebiegiem wojny. Jeżeli Ukraina tę wojnę wygra, Zełenski zyska niekwestionowaną pozycję polityczną, zarówno w kraju, jak i za granicą. Paradoksalnie nie wszystkim to w smak, zwłaszcza na Zachodzie, jako że ci, którzy zainwestowali swój kapitał polityczny czy wiarygodność ekspercką w lobbowanie konieczności ustępstw wobec Rosji, ów kapitał bądź swą wiarygodność w znacznej mierze utracą. Stąd też będą kłaść Ukrainie kłody pod nogi do ostatnich dni tej wojny.
Jeżeli jednak wojna zakończy się zgniłym kompromisem lub porażką Ukrainy, jeśli dojdzie do zamrożenia konfliktu, a Ukraina stanie się państwem kadłubowym, zależnym od finansowania z zewnątrz i zdanym na kaprys międzynarodowych donatorów, wówczas i sytuacja Zełenskiego będzie diametralnie inna. Peremohę od zrady dzieli na Ukrainie ledwie jeden krok – toteż i rodacy zapewne obarczyliby go ostatecznie odpowiedzialnością za fiasko. A przy tym światło dzienne ujrzałyby z pewnością wszelkie żale zachodnich partnerów pod adresem Zełenskiego, dziś wciąż jeszcze skrzętnie skrywane.
Zełenski niemal w pojedynkę uosabia dziś wysiłek obronny Ukrainy. To miecz obosieczny. Wraz z Ukrainą wygra on bądź przegra na froncie swoją karierę polityczną i plany reelekcji.

Daniel Szeligowski
(tekst zredagował Łukasz Grűtzmacher na podstawie rozmowy z Autorem)

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
pochodzących z Funduszu Promocji Kultury

O autorze

Daniel Szeligowski

Kierownik programu Europa Wschodnia w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych (PISM). Z wykształcenia doktor nauk o polityce i administracji, ekonomista i politolog. Zajmuje się głównie sprawami ukraińskimi: polityką zagraniczną i bezpieczeństwa Ukrainy, jej polityką wewnętrzną i sytuacją gospodarczą, a także stosunkami zewnętrznymi UE, w tym relacjami UE-Ukraina. Jest członkiem redakcji czasopisma naukowego „Strategiczna Panorama”, wydawanego przez Narodowy Instytut Badań Strategicznych w Kijowie.

Zobacz wszystkie artykuły autora