Jeden z rozmówców w Mercatus Center – James Broughel, specjalizujący się w stanowych i federalnych procedurach regulacyjnych – opowiedział nam, dlaczego nawet imperia muszą robić wiosenne porządki. Jakie wnioski dla naszego kraju wynikają ze spotkania w USA?

Zdaje się, że wszystkie imperia cierpiały i cierpią na problem ilości norm i swoistej inflacji prawa. Przypomnę jeden przykład z dość odległej przeszłości: edykt  cesarza Dioklecjana, z którego treścią mogą się zapoznać zwiedzający Afrodyzję (obecna Turcja). W roku 301 n.e.  Dioklecjan, próbując zdusić inflację, wydał edykt o cenach maksymalnych, który dotyczył około 1400 usług i produktów. Trudno ocenić rozmach regulacyjny tego aktu normatywnego, ponieważ nie znamy wszystkich pozycji, które ów akt wymieniał. Wiadomo jednak z przekazów historycznych, że mimo szlachetnych zamierzeń, pogorszył on tylko sytuację gospodarczą państwa i był powszechnie ignorowany jako nieprzystający do rzeczywistości. Jak podają historycy, stan gospodarki Imperium Rzymskiego poprawił się dopiero w kolejnej dekadzie, po wprowadzonej przez cesarza Konstantyna reformie monetarnej, natomiast wspomniany pomysł Dioklecjana przeszedł do historii jako jedna z najmniej respektowanych regulacji w obrocie gospodarczym.

Jak powyższy przykład wiąże się ze Stanami Zjednoczonymi? Trudno oczywiście powiedzieć, czy Stany Zjednoczone są imperium u schyłku swojej wielkości, choć wielu wieszczy im upadek. Ale nie o tym chcę pisać i nie do tego nawiązuje tytuł niniejszego tekstu. Chcę zrelacjonować prelekcję o wiosennych porządkach w regulacjach prawnych, która odbyła się podczas wizyty studyjnej uczestników programu „Przywództwo. Poziom wyżej” w USA. Jeden z naszych rozmówców w Mercatus Center – James Broughel – opowiedział nam, dlaczego nawet imperia muszą takie porządki przeprowadzać.  Starożytnym legislatorom – w tym Dioklecjanowi – zdecydowanie przydałaby się znajomość tej koncepcji okresowego przeglądu prawa. A Stanom Zjednoczonym być może pomoże dalej utrzymać stratus gospodarczej potęgi?

 

Spotkanie w Mercatus Center

James Broughel jest pracownikiem naukowym Mercatus Center na George Mason University i adiunktem w Antonin Scalia Law School. Specjalizuje się w stanowych i federalnych procedurach regulacyjnych, analizie kosztów i korzyści oraz tematyce wzrostu gospodarczego. To także autor licznych raportów politycznych i tych dotyczących kwestii regulacyjnych. Broughel uzyskał stopień doktora nauk ekonomicznych na George Mason University w 2017 roku, a tytuł licencjata i magistra ekonomii obronił w Hunter College na City University of New York.

Prelegent podczas spotkania przywołał ciekawy przykład reform w Kanadzie – to właśnie tam przeprowadzono pierwsze wiosenne porządki regulacyjne. Od 2001 roku kanadyjska prowincja Kolumbii Brytyjskiej ograniczyła wymogi regulacyjno – koncesyjne o prawie 50%, czyli w efekcie obniżyła ilość norm prawnych. Po tym drastycznym kroku zanotowano znaczny wzrost realnego PKB w przeliczeniu na jednego mieszkańca. W efekcie prowincja z najgorzej radzącej sobie gospodarczo w latach 80. i 90. XX wieku stała się po reformie jedną z najlepiej prosperujących. Oprócz tego, jak zapewniał nasz rozmówca, Kolumbia Brytyjska została uznana przez część komentatorów za jedno z najlepiej funkcjonujących miejsc w Kanadzie, a pod pewnymi względami – również na świecie.

 

Nadmiar norm

W ocenie Broughela Stany Zjednoczone nie mają na tym polu imponujących wyników, a głównym powodem kłopotów jest nieustanny wzrost liczby regulacji federalnych. Niezależnie od tego, która partia polityczna kontroluje Biały Dom czy też Kongres, liczba ta od lat rośnie. Warto zwrócić uwagę, że – zgodnie z danymi podawanymi przez prelegenta – w 1950 roku  amerykański Kodeks  Przepisów Federalnych (CFR) miał mniej niż 10 000 stron. Do 1975 roku liczba ta wzrosła do ponad 70 000 stron. W okolicach 1990 roku – po „rewolucji Reagana” stron było już ponad 125 000. Dziś CFR ma prawie 180 000 stron i obejmuje ponad milion ograniczeń (słowa takie jak „będzie”, „musi” i „zabronione”). Brzmi to zaskakująco znajomo, prawda?

Trudno nie zgodzić się z tezą, że tworzenie nowych norm prawnych jest nie tylko kosztowne, ale również zwyczajnie absurdalne. Uważam za niezwykle trafne porównanie przywołane przez naszego rozmówcę, że organy nadzoru stają się w pewnym momencie jak sąsiedzi – zbieracze, którzy nie chcą wyrzucać żadnych przyniesionych do domu rzeczy. Każdego roku dodają do zebranej sterty tysiące nowych zasad, ale rzadko, jeśli w ogóle, robią sobie przerwę, aby gruntownie uporządkować zgromadzone zasoby. W końcu ich dom przestaje spełniać swoją pierwotną funkcję, zmieniając się w przepełniony magazyn. Dlatego James Broughel zachęcał do robienia wiosennych porządków regulacyjnych. Idea zacna, ale w polskim porządku prawnym uchylamy z zasady uprzednie akty normatywne regulujące dany obszar, zatem nowe i stare przepisy nie powinny się na siebie w żaden sposób nakładać. Czy zatem możemy uznać, ze nie potrzebujemy  porządków?

 

Regulacje w Polsce

Moim zdaniem jest wręcz odwrotnie. Jak jednak się do nich zabrać? Nasz rozmówca zalecał metody radykalne. Według mnie na naszym krajowym podwórku trzeba zacząć od szukania regulacji anachronicznych albo takich, w których gąszczu obywatele gubią się najczęściej. Warto też zadbać o to, by nikt nie był jedynym sędzią we własnej sprawie. Administracja przez lata stosująca jakąś regulację będzie mniej skłonna do jej reformy niż ktoś, kto ma z nią sporadyczną styczność. Uważam przy tym, że nowej regulacji nie da się wypracować bez udziału tych, którzy przez lata stosowali jej poprzednią wersję.

Nie zaryzykuję jednak twierdzenia, że dostęp do wszystkiego i zawsze należy liberalizować. Nasz rozmówca był w tym zakresie nieprzejednany – uważał, że nadregulacja jest zła, a liberalizm gospodarczy zawsze generuje wzrost. Przykład monopoli czy też zmów cenowych pokazuje, że – jeśli do przysłowiowej gry nie włączy się państwo – często nie da się zmusić podmiotów do zmiany danej praktyki, szczególnie gdy jest dla nich opłacalna. Z silniejszym nie wygra obywatel – wygrać może jedynie państwo. Dlatego daleka jestem od odbierania państwu prawa do tworzenia nowych regulacji, określających mechanizm działania poszczególnych sektorów rynku. Jak w każdej garderobie – trzeba przeglądać co jakiś czas, co już wyszło z mody, w co się już nie mieścimy, a zachować to, co jest nam potrzebne albo czeka na stosowną okazję. W tym zakresie przegląd norm prawnych nie różni się od wiosennego przeglądu szafy.

Publikacja finansowana w ramach programu Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego pod nazwą „DIALOG” w latach 2017-2019.

O autorze

Redakcja Polska w Praktyce

Polska w Praktyce to Magazyn Instytutu Wolności. Chcemy w nim prezentować praktyczną stronę polskiej rzeczywistości i dać głos ludziom, którzy metodą prób i błędów zdobyli wiedzę, którą będą się z nami dzielić. Na nasze łamy zaprosimy przedsiębiorców budujących polskie firmy, działaczy pozarządowych wprowadzających innowacje społeczne, naukowców tworzących praktyczne rozwiązania.

Zobacz wszystkie artykuły autora