Zaczęło się od fali pomocy. Polacy jeździli na granicę z Ukrainą, przewozili uciekających przed wojną uchodźców, gościli ich w swoich domach, oddawali rzeczy, zakładali magazyny darów. Dziś, niemal pół roku od wybuchu walk u naszych sąsiadów, sytuacja jest inna. Ilu jest teraz uchodźców z Ukrainy w Polsce? Jak sobie radzą? Jaki jest dziś stosunek Polaków wobec nich? Jakie wsparcie jest potrzebna, by dawny pomocowy entuzjazm nie zamienił się w zarzewie napięć?
Centrum Warszawy, ul. Marszałkowska 77/79. Od 16 marca działa tu Punkt Obsługi Obywateli Ukrainy, zainaugurowany przez prezydenta Rafała Trzaskowskiego słowami: – Dzisiaj karmimy, poimy naszych gości, znajdujemy im dach nad głową. Ale musimy myśleć, co dalej. Zależy nam na tym, żeby jak najwięcej naszych gości mogło znaleźć pracę i to pracę zgodną z ich kwalifikacjami.
Pod koniec lipca w środku jest niemal równie gorąco, co na zewnątrz, wszystkie stanowiska komputerowe są pozajmowane, krzesełka w poczekalni również, co chwilę ktoś podchodzi do informacji z pytaniem, prośbą, wziąć formularz.
Sala na moment pustoszeje, gdy w południe pada hasło: „Kto z państwa na kurs? To zapraszamy na pierwsze piętro”. Ale za chwilę znów się zapełnia, przeważają kobiety, od bardzo młodych po te (na oko) tuż przed emeryturą. Mają już wikt i opierunek, mogą szukać pracy, zdobywać nowe kwalifikacje, jakoś układać sobie życie. Tymczasowo, dopóki zagrożenie w ich ojczyźnie nie minie, albo na stałe.
Mariya Boguslav, dyrektor zarządzająca ukraińskiego Stowarzyszenia Innowacyjnej i Cyfrowej Edukacji i koordynatorka Ukraińskiego Centrum Edukacyjnego w Warszawie, które od 8 sierpnia prowadzi kursy, szkolenia i wykłady dla uchodźców z Ukrainy: – Polacy swoje już zrobili, jesteśmy naprawdę wdzięczni za ogromną pomoc. Ale teraz jest czas, by Ukraińcy wzięli swój los we własne ręce.
Nowy rodzaj pomocy
24 lutego wstrzymaliśmy oddech: media w całym kraju od świtu informowały o zbrojnej agresji Rosji na Ukrainę. Jeszcze tego samego dnia Polacy (ale też ukraińscy imigranci już zadomowieni w Polsce) masowo ruszyli na wschodnią granicę, by transportować uchodźców. Zaczęły się zbiórki darów i środków finansowych, powstały pierwsze magazyny i centra pomocy, tysiące osób zaoferowało schronienie, często pod własnym dachem.
Takiego pospolitego ruszenia jeszcze w III RP nie było. Z raportu „Społeczna percepcja uchodźców z Ukrainy, migrantów oraz działań podejmowanych przez rząd Mateusza Morawieckiego”, opracowanego na podstawie badań pod kierunkiem dr Roberta Staniszewskiego z Katedry Socjologii Polityki i Marketingu Politycznego wynika, że prawie 70% Polaków zaangażowało się w pomoc uchodźcom. Najczęściej rzeczową (75%) i finansową (51%), co czwarty respondent przyznał, że zaangażował się w wolontariat, co ósmy udzielił wsparcia w postaci schronienia, co szesnasty – zaoferował pracę.
Po prawie pół roku wojny sytuacja jest jednak zupełnie inna. Wcześniej uginające się pod ciężarem darów kosze w sklepach świecą pustkami, wiele punktów pomocy i magazynów zostało pozamykanych, a te, które jeszcze się ostały, nie bardzo mają czym wspomóc potrzebujących. – Mam kilka torebek, nawet nie paczek kaszy i trochę herbaty. Jest po prostu masakra – mówi Iana Makarska, Ukrainka mieszkająca w Polsce od 6 lat, która wraz z mężem już w dniu rosyjskiej agresji uruchomiła punkt pomocy w Rzeszowie. Ale też i zapotrzebowanie na pomoc materialną jest znacznie mniejsze: w pierwszych tygodniach wojny do punktu zgłaszało się codziennie około 200 rodzin (a w każdej średnio 4-5 osób), prosiły o coś do ubrania, jedzenie, środki higieny. Na początku lipca zaglądało tu raptem parę osób dziennie.
Stygnącemu zapałowi do pomocy nie dziwi się Marek Sierant z Fundacji „Nasz Wybór”, założonej w 2009 roku, by integrować społeczność ukraińską w Polsce. – Mamy kryzys, mamy wysoką inflację, ludzie zaczynają martwić się o siebie. Zupełnie naturalne jest też, że po tym pierwszym porywie serca, emocje stygną. Bo nie można pomagać non stop, mało kto ma na to zasoby, energię, czas. Nie można przecież być wolontariuszem przez całe życie.
Zmianę wektora potrzebnego i oferowanego wsparcia widać także po ogłoszeniach publikowanych za pośrednictwem mediów społecznościowych: znacznie mniej jest postów pt. „punkt pomocy prosi o wsparcie” lub „mam wolny pokój” czy „dam schronienie”, dominują natomiast oferty pracy, bezpłatnych kursów i nauki języka polskiego, zarówno stacjonarnie, jak i online. Potwierdza to Marek Sierant, rzecznik prasowy Fundacji „Nasz Wybór”, która od 2014 prowadzi Ukraiński Dom w Warszawie. – Wciąż zdarza się, że szukamy mieszkań dla dopiero co przybyłych uchodźczyń i ich dzieci. Obecnie natomiast przede wszystkim udzielamy wsparcia w załatwianiu spraw urzędowych, znalezieniu pracy, szkoły czy przedszkola dla dzieci – wylicza.
Ukraiński Dom prowadzi również klub dla dzieci i dla kobiet, organizuje ponadto szereg wydarzeń kulturalnych: wieczorki poetyckie, koncerty, pikniki, uroczystości z okazji ukraińskich świąt narodowych. – Takie wydarzenia odbywają się u nas nawet częściej niż przed wojną, bo uchodźcy mają potrzebę obcowania z językiem ukraińskim, spotykania się z rodakami, nawiązywania relacji. Przecież w Ukrainie zostawili swoje rodziny, całe swoje życie. To jest dla nich namiastka domu z jednej strony, a z drugiej – szansa, by zregenerowali się, nabrali sił i trochę pewności siebie przez kontakty z ludźmi, z którymi mówią tym samym językiem.
Podobne działania prowadzi Fundacja dla Wolności, która po trzech miesiącach zamknęła uruchomiony w pierwszych dniach wojny magazyn rzeczowy oraz jej infolinie. Punkt konsultacyjny niejako „wchłonęły” działania w świetlicy Ringier Axel Springer. Udzielamy konsultacji i pomagamy na bieżąco już tylko wąskiej grupie osób uczęszczających na zajęcia – wyjaśnia Mateusz Stefański, przedstawiciel fundacji. Jej głównym zdaniem jest pomoc w odnalezieniu się uchodźców w Polsce, choćby tymczasowo. – Wspólnie z firmą KIDS&CO od połowy kwietnia prowadzimy punkt adaptacyjny „Projekt Świetlica”, czyli rodzaj przedszkola, w którym dzieci mogą spędzić czas, uczyć się i bawić, otrzymać wyżywienie, wsparcie pedagogów i psychologów. My z kolei jako Fundacja dla Wolności jesteśmy odpowiedzialni za strefę dla dorosłych, gdzie m.in. organizujemy warsztaty dla ich mam: Elira prowadzi zajęcia manualne, Olia teatralne z elementami psychologii, ja uczę języka polskiego – wylicza.
Bariery do pokonania
To właśnie język spędza sen z powiek wielu uchodźcom: z jednej strony bardzo zależy im na nauce języka polskiego, z drugiej – miejsc, gdzie mogliby to robić bezpłatnie, wciąż jest zbyt mało. A o kursach online albo (jeszcze) nie wiedzą, albo nie do końca są do nich przekonani. – Praktycznie każda osoba, która do nas trafia, pyta o możliwość nauki polskiego – potwierdza Mariya Boguslav.
Papierkiem lakmusowym potrzeb uchodźców zza wschodniej granicy była ankieta, którą przeprowadziło Stowarzyszenie Innowacyjnej i Cyfrowej Edukacji przed uruchomieniem Centrum. To właśnie na podstawie jej wyników został opracowany program kursów, szkoleń i wykładów. – Przeprowadziliśmy ankietę, by jak najlepiej dobrać program kursów i szkoleń do potrzeb uchodźców. Podjęliśmy natomiast decyzję, że nie będziemy prowadzić kursów stricte językowych, jedynie kluby konwersacyjne, żeby pomóc tysiącom osób, a nie jedynie kilkudziesięciu. Naszym zadaniem jest raczej obudzić w nich motywację do tego, by szukali możliwości nauki, chcieli się kształcić, zdobywać kolejne umiejętności, byli otwarci na nowe – wyjaśnia.
Mimo iż lokal, w którym swoją siedzibę ma Ukraińskie Centrum Edukacyjne, pomieści maksymalnie kilkadziesiąt osób, liczba uczestników szkoleń i wykładów jest właściwie nieograniczona. – Wszystkie zajęcia są transmitowane online, więc mogą w nich uczestniczyć Ukraińcy z innych miast w Polsce, w Europie, a także samej zachodniej Ukrainie, gdzie przecież trafiło osiem milionów uchodźców wewnętrznych – podkreśla Mariya Boguslav.
W swoim programie UCE w Warszawie ma szkolenia w zakresie umiejętności, które pozwolą Ukraińcom odnaleźć się na rynku pracy i zaadaptować w Polsce. Stąd m.in. kurs programowania, obsługi Photoshopa, tworzenia stron i blogów internetowych. W adaptacji mają z kolei pomóc zajęcia poświęcone niuansom prawnym związanym z poszukiwaniem mieszkania i pracy, w tym prowadzenia własnego biznesu. Wreszcie: szkolenie z kompetencji miękkich: komunikacji, psychologii, radzenia sobie ze stresem. Jak zauważa koordynatorka centrum: – Oczywiście, zawsze znajdzie się grupa osób, które wolą usiąść i zdać się na innych. Ale naszym celem jest przejście od paternalizmu do uniwersalizmu: żeby ludzie wzięli odpowiedzialność za siebie i swoje życie we własne ręce.
Wymagana i poszukiwana – praca
Z danych ONZ wynika, że do końca lipca Ukrainę opuściło 10 milionów osób, 60% z nich przebywa obecnie na terenie krajów Unii Europejskiej. Ponad połowa przekroczyła przejścia graniczne od Dorohuska po Krościenko. Według statystyk Komendy Głównej Straży Granicznej do 3 sierpnia do Polski wjechało 5,2 mln uchodźców – gros z nich już wyjechało, niektórzy dalej w Europę, większość (ponad 3,3 mln) – z powrotem, do Ukrainy. W połowie maja liczbę uchodźców nad Wisłą szacowano na 1,3-1,4 mln osób, obecnie jest ich mniej (jak podaje Mariya Boguslav – nie więcej niż 1,2 mln), bo codziennie o kilka tysięcy więcej osób wraca do Ukrainy niż z niej przyjeżdża. Powody tych decyzji wylicza Mateusz Stefański: – Pojawiają się bariery językowe, szczególnie wśród osób starszych, bo dzieci uczą się szybciej albo potrafią dogadać bez słów. Częstą motywacją, z którą się spotykam, jest też tęsknota za bliskimi mężczyznami, którzy zostali w Ukrainie. Nie mniej osób decyduje się na powrót, gdyż nie są w stanie utrzymać się w Polsce.
Chęć powrotu do Ukrainy deklaruje blisko 60% uchodźców – jednak po zakończeniu wojny. Co piąta osoba natomiast nie chciałaby opuszczać naszego kraju nawet wtedy, choć prawie połowa (44%) deklaruje swoją sytuację materialną jako średnią. „Chęć pozostania w Polsce, nawet jeżeli wojna się skończy, jest większa wśród osób z najmłodszych grup wiekowych. W grupie od 18 do 24 lat odsetek ten wynosi 30%, natomiast w grupie od 24 do 34 lat – 26%”, podał ARC Rynek i Opinie w komunikacie podsumowującym badania.
W połowie czerwca Instytut Badań Rynkowych i Społecznych na zlecenie „Rzeczpospolitej” przepytał Polaków, co o tym sądzą. Większość (70%) postawiła warunek: osiedlenie i owszem, ale z samodzielnym utrzymaniem. – Mówimy: „wsparcie tak, ale na równych zasadach”. Na taki pogląd niewątpliwie wpływ ma coraz trudniejsza sytuacja polskich rodzin, wysoka inflacja. Dlatego akceptacja pomocy socjalnej dla Ukraińców w Polsce będzie malała, co sprawdzimy jesienią, powtarzając badania percepcji uchodźców wojennych w naszym kraju – mówił w rozmowie z „Rzeczpospolitą” dr Robert Staniszewski.
Potrzebę pracy wśród uchodźców obserwuje Marek Sierant z Fundacji „Nasz Wybór”: – Wiele osób nie chce być na zasiłkach, chce coś pokazać, udowodnić, że nie mają dwóch lewych rąk. Ale w tym zakresie potrzebują też wsparcia, podpowiedzenia, gdzie można nabyć nowych kompetencji, przyuczyć się do nowego zawodu.
Ułatwiła to Ustawa z 12 marca o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa (Dz.U. z 2022 r. poz. 583). Na mocy szczególnych przepisów uchodźcy, którzy przekroczyli granicę polską po 24 lutego 2022 roku, łatwiej mogą znaleźć zatrudnienie, nie jest bowiem wymagane zezwolenie na pracę, a jedynie powiadomienie powiatowego urzędu pracy przez pracodawcę. Jak wynika z danych Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej, do końca lipca zatrudnienie znalazło blisko 360 tysięcy Ukraińców, którzy przyjechali do Polski po wybuchu wojny.
Nie zawsze jest to jednak zatrudnienie odpowiadające wykształceniu, doświadczeniu i ambicjom. – Często jest problem z nostryfikacją dyplomów, przez co kobiety, mające nieraz ukończonych kilka fakultetów, nie mogą pracować w zawodzie, a jeśli znajdują zatrudnienie, to znacznie poniżej swoich kwalifikacji. Dlatego sporo z nich rozważa powrót do Ukrainy, nawet do miejsc bardzo niebezpiecznych, objętych działaniami wojennymi – mówi Mateusz Stefański. Z kolei Marek Sierant dodaje: – Zadaniem państwa jest usprawnić te procedury. Żeby póki trwa wojna, te kobiety nie stawały wobec takich dylematów. (…) Jeśli rządzący naprawdę chcą pomóc, jeśli dostrzegają, że sprawy są ważne i palące, jeśli są w stanie się dogadać – to naprawdę się to uda.
Inwestycja w pomoc
To istotne również dlatego, by nie roztrwonić kapitału życzliwości, jaki obudzili w nas goście z Ukrainy. W sondażu CBOS przeprowadzonym na przełomie marca i kwietnia w ponad 90% opowiedzieliśmy się za przyjmowaniem uchodźców z Ukrainy. – Jeżeli spojrzymy na polskie społeczeństwo i badania sondażowe, to można powiedzieć, że badacze sondażowi rzadko widzą takie wyniki – komentował dr Jakub Mortenko, adiunkt w Katedrze Metodologii i Teorii Socjologicznej UW, w rozmowie z Polskim Radiem 24.
Wcześniej stosunek Polaków do uchodźców był raczej obojętny bądź wręcz negatywny, a radykalne postawy wzmocnił kryzys na granicy polsko-białoruskiej pod koniec 2021 roku. Zmianę, przynajmniej wobec sąsiadów z Ukrainy, dobitnie pokazał najnowszy raport Polskiego Instytutu Ekonomicznego, który wyliczył, że łącznie na zagwarantowanie uchodźcom dostępu do świadczeń, pomocy społecznej, opieki zdrowotnej i edukacji rząd przeznaczył ze środków publicznych 16 mld złotych, a kolejne 10 mld Polacy wydali z własnej kieszeni. „Dla porównania, w całym 2021 r. prywatne wydatki na cele dobroczynne wyniosły 3,9 mld zł. Łączna wartość pomocy udzielonej uchodźcom przez władze oraz obywateli Polski to blisko 1 proc. polskiego PKB”, podaje Polski Instytut Ekonomiczny w komunikacie do raportu.
Po pół roku wojny czas na wsparcie nie tyle finansowe, co takie zwykłe, ludzkie. Ale też profesjonalne, przede wszystkim psychologiczne. – Dobrą robotę wykonuje Polskie Forum Migracyjne, z którym współpracujemy, ale jednak ta pomoc wciąż jest za mała w stosunku do potrzeb. To chyba jedno z największych wyzwań, bo praktycznie wszyscy uchodźcy są po traumach, co widać po reakcjach kobiet, a zwłaszcza dzieci, które wpadają po prostu w panikę na dźwięk syreny alarmowej czy przelatującego samolotu – mówi Mateusz Stefański. Potwierdza to również Marek Sierant: – Widzimy to cały czas: dzieci słysząc nagły hałas, odruchowo padają na podłogę, bo tam jest najbezpieczniej. Dlatego ta pomoc psychologiczna jest cały czas szalenie ważna.
Kolejny węzeł do rozsupłania to przestawienie z działań krótkoterminowych na długofalowe. – Mam wrażenie, że wiele osób chce, żeby od razu było widać efekty pomocy, stąd nie ma problemu ze wsparciem doraźnym czy materialnym. Pojawia się on natomiast, gdy trzeba skoncentrować się na procesie adaptacji, integracji ze społeczeństwem polskim. Tutaj jest rzeczywiście sporo do zrobienia – zauważa Mateusz Stefański. I wylicza: jak najwięcej bezpłatnych kursów językowych, warsztatów aktywizacji zawodowej, szkoleń z podstawowej wiedzy obywatelskiej, konsultacje psychologiczne – to powinno stać się głównym zadaniem podmiotów państwowych i organizacji pozarządowych. – Tego typu zajęcia oferujemy we współpracy z Ringier Axel Springer, ale wciąż istnieje w tym temacie spora luka – podkreśla przedstawiciel Fundacji dla Wolności.
Zmianę potrzeb dostrzega też Mariya Boguslav. – Nie są już tak niezbędne działania zapewniające podstawowe potrzeby: ciepłe posiłki przy dworcach czy prywatny transport dla uchodźców. Teraz trzeba dać uchodźcom nie rybę, a wędkę, nie rzeczy materialne, a pracę – podkreśla. Marek Sierant dodaje: – Ale czasami trzeba też kogoś wziąć za rękę, zaprowadzić nad brzeg jeziora i powiedzieć: o, tu biorą.
– Czy to znaczy, że jeśli wesprzemy uchodźców teraz w przemyślany sposób, to zaoszczędzimy sobie w przyszłości dużo pieniędzy i zmartwień? – pytam, a Marek Sierant przytakuje. I dodaje: – Powiem więcej: inwestując w pomoc tym ludziom, inwestujemy też w Polskę. Bo uchodźcy prędzej czy później w większości wrócą do swoich domów, ale będą już mieli o nas wyrobione zdanie. I gdy przyjdą chociażby kontrakty na odbudowę Ukrainy, jestem pewien, że nie zapomną, co Polacy dla nich zrobili.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
pochodzących z Funduszu Promocji Kultury