Potencjał militarny Wielkiej Brytanii miał być budowany w RUSI zgodnie z dewizą tam artibus quam armis – w takim samym stopniu poprzez refleksję naukową, jak i przez fizyczne uzbrojenie. Royal United Service Institute jest nie tylko pierwszym, ale i najdłużej działającym think-tankiem na świecie.
Wzrost zainteresowania geopolityką w ostatnich kilku latach sprawił, że najmłodsze pokolenie Polaków patrzy na sprawy międzynarodowe, położenie naszego kraju na mapie czy rolę, jaką Polska powinna odgrywać w europejskim systemie bezpieczeństwa i handlu, zupełnie inaczej niż jego rówieśnicy w latach 90. XX wieku. Niezależnie od tego, na ile jest to głęboka refleksja, poparta lekturą klasyków i merytoryczną wiedzą, a na ile – myślenie życzeniowe, podsycane lepszą lub gorszą publicystyką, tzw. milenialsi odkurzyli globusy i mapy, walnie dyskutują o strategii wojskowej i dawnych szlakach handlowych, wypełniają po brzegi sale wykładowe swoich uczelni, by wieczorami słuchać debat ulubionych autorów w ramach ich tournée po kraju. Pokolenie rodziców kręci głowami, nie dowierzając, a młodym w sukurs przychodzi historia, która w ostatniej dekadzie gwałtownie przyspieszyła – w Syrii, na Ukrainie, na Jedwabnym Szlaku…
Jaka jest naprawdę rola Polski na świecie? Jaki mamy potencjał i ile, tak na serio, znaczymy dla pozostałych krajów? To pytanie nad Wisłą zadajemy sobie od pokoleń, a fakt, że choćby ostatnia wojna światowa wybuchła, gdy nie zaakceptowaliśmy cudzej hegemonii, nie tylko łechce nasze ego, ale też wykrzywia percepcję. Może zatem lepiej zapytać przedstawicieli innych nacji, doświadczonych, a jednocześnie pozbawionych typowo polskich sentymentów?
Jak widzą Polskę ci, którzy na budowaniu mocarstwa zjedli zęby, wojując na wszystkich morzach i kontynentach, kiedy naszego państwa nie było na mapie? Udajmy się nad Tamizę i popatrzmy na Polskę z dystansu.
Głos Imperium
Imperium Brytyjskie lata swej największej potęgi i świetności (a właściwie: globalnej hegemonii) zamknęło w stuleciu między zwycięstwem z napoleońską Francją (1815 r.) a wybuchem I wojny światowej (1914 r.). Okres ten zbiegł się w czasie z powstaniem pierwszego w historii think-tanku, który z założenia miał być szczególną instytucją, wypracowującą wojskową myśl strategiczną dla armii brytyjskiej. Royal United Service Institute (od 2004 r oficjalna nazwa to Royal United Services Institute for Defence and Security Studies, ale nadal powszechnie używa się skrótowca RUSI), bo o nim mowa, został założony w 1831 r., i to przez nie byle kogo!
Ojcem i fundatorem RUSI był książę Wellington, czyli sir Arthur Wellesley, pogromca Napoleona Bonapartego pod Waterloo, dowódca wojsk brytyjskich w kampanii przeciwko Francji na Półwyspie Iberyjskim, reprezentant Korony Brytyjskiej na kongresie wiedeńskim i dwukrotny premier.
Po zwycięstwie nad Napoleonem książę uznał, że strategia wojskowa i morska – całość systematycznej wiedzy wypracowywanej przez dowódców armii i floty – zasługuje na instytucję, dzięki której zostanie zaliczona w poczet sztuk (nauk). Potencjał militarny Wielkiej Brytanii miał być budowany w RUSI zgodnie z dewizą tam artibus quam armis – w takim samym stopniu poprzez refleksję naukową, jak i przez fizyczne uzbrojenie. Royal United Service Institute jest nie tylko pierwszym, ale i najdłużej działającym think-tankiem na świecie.
Najstarszy think-tank na świecie
Atmosfera zabytkowej siedziby RUSI, mieszczącej się obok londyńskiego Banqueting House przy Whitehall Court (gdzie umieściła instytut królowa Wiktoria w 1895 r.), przywołuje wspomnienie globalnego Imperium, którego pragmatyczna polityka wykuwana była w tajnych gabinetach, podczas narad pośród map i opasłych tomów traktatów wojskowych. Dziś jednak RUSI to przede wszystkim analizy funkcjonujące on-line w formie zarówno ogólnodostępnych, jak i płatnych raportów. Instytut w ostatnich latach znacznie poszerzył swój zakres zainteresowań analitycznych. Teraz obejmuje on nie tylko sprawy wojskowe (czyli armii i floty, jak dawniej), ale także cywilne, w tym te związane z obrotem finansowym, zorganizowaną przestępczością, groźnymi ideologiami czy nawet katastrofami naturalnymi, które również mają wpływ na bezpieczeństwo międzynarodowe.
RUSI zatrudnia na stałe ok. 80-85 osób, a od lat 80. XX wieku pozostaje całkowicie niezależny funkcjonalnie i finansowo od rządu brytyjskiego – formalnie jest zarejestrowaną organizacją pożytku publicznego (registered charity).
Utrzymuje się z datków, abonamentu od subskrybentów indywidualnych i korporacyjnych, opłat za konferencje oraz zakontraktowanych badań i analiz. Przywykłych do polskich warunków finansowania i funkcjonowania think-tanków niechaj jednak nie zmyli powyższy opis – RUSI generuje przychód z działalności analitycznej wynoszący prawie… 6 milionów funtów rocznie (dokładnie: 5 954 573 funtów za wykonanie 126 projektów zakontraktowanych od marca 2017 do marca 2018 r.). Działalność RUSI podsumowana w raporcie z 2018 r. obejmowała m.in. odpłatne szkolenia dla służb wywiadowczych i wojskowych Maroka i Kataru, konsultacje z saudyjskim rządem w sprawie reform państwowych, szkolenia w Indiach i Afryce dotyczące zapobiegania przestępstwom finansowym, konsultacje brytyjskich pracowników naukowych z ich kolegami po fachu w Rosji i Iranie, wreszcie – raport dotyczący nielegalnego handlu alkoholem, papierosami i farmaceutykami z Europy Wschodniej w krajach Unii Europejskiej. Tak złożona i różnorodna działalność, gwoli skuteczności, wymaga niejednokrotnie dostępu do informacji niejawnych, a także wyśmienitej sieci kontaktów na całym świecie, czego analitycy RUSI nie kryją, ale czym Instytut też niespecjalnie się chwali. Nic w tym dziwnego – choć formalnie to „tylko” ośrodek analityczny, think-tank z trzeciego sektora, to jednak ekspertyz i wpływów mogłaby mu pozazdrościć niejedna służba wywiadowcza świata (niektóre zresztą są jego klientami – patrz: podsumowanie roczne).
Wartość analiz
O kondycji finansowo-organizacyjnej RUSI możemy w polskich instytucjach i think-tankach, zajmujących się analityką międzynarodową, bezpieczeństwem i obronnością, tylko pomarzyć. 188 lat tradycji to nie w kij dmuchał, a 6 milionów funtów stanowi przychód, który musi robić wrażenie – choć pracownicy RUSI najpewniej traktują go jako coś zupełnie naturalnego, jak wschód słońca nad Tamizą.
Przyglądając się Wielkiej Brytanii, zadajmy sobie jednak uczciwie pytanie – który z polskich gabinetów rządowych potraktował naprawdę poważnie zalecenia polskich think-tanków?
Czy sprawność naszej państwowej polityki zagranicznej, dyplomacja i stosunki z najważniejszymi sąsiadami, stan faktycznego przygotowania obrony cywilnej i zarządzania kryzysowego – czyli obszary, w których decyzje podejmowane są przez polityków, nie kontrastują zanadto z meritum ogromu pracy wykonywanej przez rodzime ośrodki analityczne? Cóż nam w Polsce po wyśmienitej analityce, gdy nie znajdzie ona posłuchu wśród osób faktycznie podejmujących najważniejsze decyzje dotyczące państwa? Royal United Service Institute, choć nie otrzymuje od brytyjskiego rządu dotacji, może liczyć na coś dużo cenniejszego – jego analizy są traktowane poważnie, nie tylko w Westminsterze, ale – dzięki zdobywanej przez prawie dwa stulecia renomie, także za granicą. Może właśnie dzięki takiemu podejściu do pracy think-tanków angielską politykę, i w czasach największej świetności, i teraz, cechują chłodny pragmatyzm i kalkulacja, jasno wskazujące, co jest, a co nie jest korzystne z perspektywy racji stanu.
Rola Polski w Europie
Jak zatem analitycy RUSI widzą rolę Polski w europejskim systemie bezpieczeństwa? Zarówno lektura raportów i analiz udostępnionych on-line, jak i zwykła rozmowa na korytarzu Instytutu najpierw napawają optymizmem – Polska istotnie jest państwem kluczowym z punktu widzenia bezpieczeństwa w Europie. Oczywiście nie samodzielnie – nasz potencjał jest zawsze wypadkową sojuszy i powiązań z krajami sąsiedzkimi. I tu zaczynają się schody, a optymizm ustępuje sceptycyzmowi. Pojawiają się pytania: czy wystarczająco współpracujemy z Niemcami w dziedzinie wojskowości, po co rozmawiamy z Chińczykami w ramach formatu 16+1, dlaczego w ramach Grupy Wyszehradzkiej nie staramy się wpłynąć na Węgry i zmitygować Orbana?
Nie rozstrzygając słuszności tych sugestii, wszak – koniec końców – są one podyktowane angielskim punktem widzenia, można stwierdzić, że Polska powinna zdecydowanie popracować nad komunikowaniem swoich celów, interesów i racji za granicą.
Oczywiście, pocieszające jest, gdy ktoś z tak szanowanej instytucji jak RUSI przyznaje, że – choć kiedyś traktowano nasze obawy jako, delikatnie mówiąc przesadzone – od 2008 r. coraz wyraźniej widać, że „Polska miała rację”.
Najwyższy jednak czas, żebyśmy w Polsce zbudowali coś na wzór rodzimego RUSI – think-tank, który nie tylko zyska faktyczny posłuch w kraju, ale również będzie skutecznie komunikował nasze interesy i budował polskie wpływy za granicą. Myślę, że przynajmniej w tym zakresie nasi młodzi, domorośli fascynaci geopolityki zgodzą się z bardziej stonowanymi w prognozach kolegami z pokolenia rodziców i dziadków.