Satelity – kiedyś symbol dwubiegunowego świata oraz elitarności. Dziś element naturalnego rozwoju sił zbrojnych i służb specjalnych coraz większej liczby państw, nawet tych o wiele niższym statusie niż mocarstwowy.

Domena kosmiczna staje się krok po kroku coraz istotniejszą przestrzenią dla sił zbrojnych, a technologie satelitarne są papierkiem lakmusowym dla zmian w postrzeganiu bezpieczeństwa i obronności. Jednocześnie rodzą się obawy, jak ta rewolucja wpłynie na cywilne aspekty użytkowania systemów satelitarnych, albowiem – jak zawsze – broń rodzi potrzebę posiadania antybroni. Stąd pytania: jak oszukiwać satelity za pomocą najnowszych technologii informatycznych, włamywać się do ich systemów komputerowych lub kinetycznie oślepiać czy wręcz niszczyć? Trzeba przy tym podkreślić, że satelitarny wyścig zbrojeń (odnoszący się do aspektów ofensywnych, jak i defensywnych) to jedynie element szerszego zagadnienia, jak przestrzeń kosmiczną widzą współcześni planiści, stratedzy czy szpiedzy.

Satelitarny klub już nie tak elitarny

Jednym z najważniejszych elementów definiujących nowe podejście do technologii satelitarnych jest niepewność regionalnego i światowego bezpieczeństwa. Brak informacji o potencjale obronnym przeciwnika, ruchach jego wojsk czy też rozbudowie infrastruktury, zawsze generował i nadal generuje nerwowość w sztabach oraz siedzibach najważniejszych decydentów politycznych, od których zależą kluczowe decyzje państw. Dlatego tak ważnym zasobem strategicznym staje się pozyskiwanie danych z różnych źródeł wywiadowczych i rozpoznawczych (tzw. ISR). W przypadku najbardziej popularnego obrazowania największą swobodę od lat gwarantują właśnie satelity szpiegowskie i obserwacyjne. Przede wszystkim nie wymagają wysłania załogowych lub bezzałogowych maszyn w pobliże lub bezpośrednio nad terytorium innego państwa, narażając się na oddziaływanie systemów obrony przeciwlotniczej.

Nie może więc zaskakiwać, że technologia satelitów szpiegowskich staje się dziś oczywistością i to nie tylko dla jej dawnych użytkowników (USA oraz ZSRR/Rosja), lecz całej gamy państw na świecie. Na satelity postawiły m.in. Chiny, po raz kolejny podkreślając swoje aspiracje mocarstwowe. Tego rodzaju technologią mogą pochwalić się także Japończycy – w ich przypadku czynnikiem przyspieszającym decyzje był niewątpliwie rozwój północnokoreańskiego programu atomowego. Widać na tych przykładach z Azji dwa nurty. Pierwszy to symboliczne i propagandowe dążenie do wejścia w domenę kosmiczną, jako ugruntowanie rosnących aspiracji politycznych oraz wojskowych. Drugi zaś odnosi się do praktycznego i pragmatycznego czynnika rosnących zagrożeń względem własnych interesów bezpieczeństwa.

Ciekawym przykładem jest również Izrael, który przez lata był uzależniony od rozpoznania satelitarnego ze strony Waszyngtonu. Była to dość brutalna lekcja dla izraelskich strategów, bo ich interesy nie zawsze współgrały z amerykańskimi, biorąc pod uwagę skomplikowane bliskowschodnie rozgrywki. Dziś izraelscy dowódcy, szpiedzy i najważniejsi politycy nie muszą się obawiać odcięcia od źródeł tego rodzaju rozpoznania, mają je na własny użytek i cały czas rozbudowują wraz z systemami komunikacji satelitarnej. Dodatkowo mogą pochwalić się przełożeniem branży kosmicznej z jej innowacyjnością na inne aspekty nauki, gospodarki czy bezpieczeństwa kraju.

Na zwiększenie własnych zasobów satelitarnych zdecydowały się także inne kraje Bliskiego Wschodu, jak Turcja czy Zjednoczone Emiraty Arabskie (ZEA). Co więcej, arabskie fundusze państwowe płyną coraz szerszym strumieniem ku firmom z branży obronnej, aeronautycznej i właśnie kosmicznej, więc zapewne nie tylko Abu Zabi nie powiedziało w tym aspekcie ostatniego słowa.

Również państwa europejskie inwestują w podobne możliwości w przestrzeni kosmicznej, zyskując dostęp do obrazowania na potrzeby własnych sił zbrojnych czy też operacji sojuszniczych. Niedawno przedstawiciele Belgii, Francji, Niemiec oraz Szwecji wskazywali, że udało im się uzyskać dostęp do jednego z najlepszych źródeł wywiadu satelitarnego poprzez włączenie do służby kolejnego elementu z systemu rozpoznania obrazowego CSO/MUSIS.

Trzeba podkreślić, że dziś nie ma niczego wyjątkowego w tym, że wszyscy liderzy w branży zbrojeniowej starają się być obecni w sferze technologii kosmicznych. I nie są to decyzje jedynie symboliczne, ale mają o wiele bardziej pragmatyczne podwaliny. Tam bowiem rodzi się postęp i innowacyjność. Tak znaczące wkroczenie w domenę kosmiczną spraw wojska i wywiadu może zresztą przynieść o wiele bardziej rozbudowany impuls rozwojowy. Warto przypomnieć, że NASA po zakończeniu zimnej wojny przez lata borykała się z problemem wizerunkowego uzmysłowienia podatnikom w USA potrzeby wydatkowania olbrzymich kwot na sprawy kosmiczne. Pojawienie się rywali dla prymatu Amerykanów oraz rozwój sektora kosmicznego poza gronem klasycznych liderów w tym aspekcie to coś w rodzaju nowego efektu Sputnika. Idzie za nim zainteresowanie mediów, wzrost znaczenia w agendzie politycznej i przede wszystkim możliwości sięgnięcia po większe finanse.

Nie możemy też zapominać o spięciu i synergii domeny kosmicznej i cyber. Ten uścisk dwóch przestrzeni badań prowadzi do kolejnego zwiększenia poziomu dynamiki prac badawczy i rozwojowych. Za tym zaś idzie świadomość współczesnych państw, które nie tyle chcą, co raczej muszą myśleć o rozwoju zasobów satelitarnych, konstruując własne siły zbrojne. Dziś już zwyczajnie nikt nie wyobraża sobie znaleźć się w sytuacji Wielkiej Brytanii i Argentyny, których konflikt o Falklandy w 1982 zależał w jakimś stopniu od decyzji Waszyngtonu, komu przekaże urobek własnych satelitów szpiegowskich.

Kosmiczne siły zbrojne? Już są!

Co więcej, rozbudowywanie zdolności satelitarnych staje się o wiele łatwiejsze wraz z rosnącymi zasobami przemysłu kosmicznego na całym świecie, który przestaje być czymś wysoce hermetycznym i elitarnym. Dzieje się tak również poprzez widoczną komercjalizację w zakresie zdolności wysyłania na orbitę satelitów (nie trzeba już inwestować w drogą technologię, można zwrócić się do państw oferujących takie usługi, a zapewne w niedalekiej przyszłości również do podmiotów niepaństwowych). W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że także obrazowanie bazujące na satelitach staje się podatne na procesy komercjalizacji i ma to swoje skutki w sferze bezpieczeństwa i obronności.

Przykładem z zeszłego roku było dążenie Iranu do uzyskania dostępu, niejako na wolnym rynku, do zdjęć satelitarnych używanej przez Amerykanów bazy wojskowej Ain al-Asad w Iraku. Celem było przeprowadzenie jak najbardziej efektywnego uderzenia rakietowego. Miał to być odwet za wcześniejszy atak drona USA, w którym zginął gen. Kasem Sulejman, jeden z najważniejszych irańskich dowódców. W odpowiedzi strona irańska przygotowała zmasowane uderzenie rakietowe, którego założeniem było zabicie jak największej liczby Amerykanów w Iraku oraz dokonanie znacznych zniszczeń w sprzęcie wojskowym. W tym akurat przypadku amerykański wywiad dokładnie monitorował postępowanie strony irańskiej, zyskując przy tym zdolność do koordynacji działań defensywnych na ziemi i minimalizując skutki ataku. Należy zaznaczyć, iż uderzenie na bazę lotniczą pokazało nie tylko, że amerykański wywiad obserwuje otwarte źródła satelitarne, ale również skalę systemowego podejścia USA względem satelitarnego monitorowania aktywności rakietowej na całym niemal świecie. Chodzi dokładniej o system wczesnego ostrzegania o nadlatujących pociskach, Space Based Infrared System (SBIRS). Został on stworzony w oparciu o konstelację precyzyjnych satelitów obserwujących Ziemię w paśmie podczerwieni i jest częścią zasobów operacyjnych nowo utworzonego rodzaju amerykańskich sił zbrojnych, czyli US Space Force (amerykańskie siły kosmiczne). Pojawiające się więc częstokroć lekko ironiczne komentarze na temat decyzji o wydzieleniu sił kosmicznych w okresie urzędowania Donalda Trumpa, mogą okazać się wysoce nietrafione z perspektywy czasu. Szczególnie, gdy okaże się, że podobne siły będą pojawiały się w innych państwach.

Jednakże sam fakt, że Irańczycy chcieli pozyskać dane niejako bezpośrednio z rynku, nie powinien nas zaskakiwać. O skali dostępności różnego rodzaju informacji satelitarnych może przekonać się niemal każdy z nas, wystarczy, że stanie się użytkownikiem mediów społecznościowych. To właśnie tam coraz częściej można dostrzec analizy, nie tylko z dziedziny bezpieczeństwa i obronności, okraszone komercyjnymi zdjęciami satelitarnymi. Otwarte źródła dzień po dniu rozbudowują swoją ofertę względem komercyjnych obrazów, niezależnych od państwowych agencji. Pozwoliło to chociażby na udokumentowanie rozbudowy chińskich obiektów wojskowych na wyspach Morza Południowochińskiego czy też w rejonie Tybetu. W tym kontekście musimy zwrócić uwagę, że wraz z komercyjną stroną, pojawia się też kwestia coraz efektywniejszego zaplecza prywatnych usług w sferze wywiadu oraz analityki. Nie jest to więc jedynie ciekawostka z dziedziny mediów społecznościowych, ale kwestia przekładająca się na praktyczną stronę bezpieczeństwa.

Samo obrazowanie to nie jedyna możliwość współczesnych satelitów, która przekłada się na obecne zdolności sił zbrojnych czy też służb specjalnych (lub ich ograniczenia). Już dawno satelity przestały być jedynie prymitywnymi platformami, na których lokowane były jedynie kamery do pozyskiwania danych obrazowych IMINT ( ang. Imagery Intelligence). Współcześnie mowa jest o nich jako o narzędziach wielosensorycznych, które są w stanie gromadzić dane np. pochodzące ze źródeł sygnałowych SIGINT (ang. Signals Intelligence), a także pośredniczyć w bezpiecznej komunikacji. Przechwytując zróżnicowane sygnały, użytkownicy satelitów dążą do wypracowania sobie przewagi nad innymi, a brak takich danych jest częstokroć bolesny. Przekonały się o tym chociażby Indie w kontekście niedawnego starcia na linii rozgraniczenia z Chinami. W 2020 r. doszło do walk pomiędzy wojskowymi obu mocarstw w wysokogórskich regionach, które są elementem sporu. W efekcie oba państwa rozpoczęły proces przerzutu wojsk i umacniania pozycji na linii rozgraniczenia. Przy czym Indie zostały zaskoczone wcześniejszymi działaniami Chin, przede wszystkim w kontekście militaryzacji rejonu Tybetu. Zwróciło to uwagę na wymóg dalszego i być może nawet o wiele bardziej dynamicznego rozwój własnego projektu Kautilya, pod auspicjami Organizacji Badań Obronnych i Rozwoju, przy jednoczesnym zacieśnieniu współpracy z USA właśnie pod kątem współpracy kosmicznej.

Komunikacja i nawigacja

Satelity to naturalny element nowoczesnego podchodzenia do problemu komunikacji dla sił zbrojnych oraz szerzej na rzecz bezpieczeństwa państwa. Dziś trudno sobie wyobrazić, że jednostki sił specjalnych mogłyby prowadzić skomplikowane operacje w skali globu bez zaplecza w postaci komunikacji satelitarnej, zdolnej do przekazywania zróżnicowanych danych z pola walki, nawet w najtrudniejszych warunkach terenowych. Działa to również w drugą stronę – cały czas toczy się walka o jak najefektywniejsze przechwytywanie danych związanych z łącznością innych państw. Już dawno zniknęła bowiem wizja jedynie pozytywnego i idealistycznego wykorzystywania przestrzeni kosmicznej.

Jeszcze bardziej praktycznym, a w dodatku daleko pozawojskowym elementem (choć niegdyś rzeczywiście na nim bazującym), definiującym rolę i znaczenie systemów satelitarnych, jest zdolność do prowadzenia nawigacji satelitarnej. Współczesny użytkownik telefonu z dostępem do GPS czy urządzeń do nawigacji samochodowej chyba nigdy nie dokonuje zbyt szerokiej analizy ich pochodzenia militarnego. Co więcej, zaakceptowaliśmy nie tylko ich obecność, ale przede wszystkim sprawne i ciągłe działanie. Tymczasem technologie pracujące na chociażby amerykańskim GPS-ie stały się codzienność również dla sił zbrojnych wielu innych państw. Pozwalają na dokładne poruszanie się mniejszych lub większych formacji podczas prowadzenia działań zbrojnych. Wspierają również zdolności do operowania zaawansowanymi systemami uzbrojenia, rażącymi częstokroć w sposób bardzo dokładny cele na duże odległości.

Należy jednak zauważyć, że Amerykanom (GPS) i Europejczykom (system Galileo) wyzwanie w tym zakresie rzuciły obecnie Chiny, tworzące własne technologie w oparciu o rodzimą nawigację – BeiDou Navigation Satellite System (BDS). Także Rosjanie mają własny system – GLONASS, ale w jego przypadku wątpliwości budzą przede wszystkim zdolności finansowe Moskwy do rozbudowy jej alternatywy dla duetu GPS&Galileo. Trzeba zauważyć, iż wraz z rozwojem systemów nawigacji satelitarnej rośnie też liczba technologii obniżających ich skuteczność. Raz po raz słyszymy o nowych możliwościach systemów walki radioelektronicznej (WRE) w obrębie tzw. jammerów, czyli elementów wyposażenia blokujących sygnały chociażby z GPS. Co ciekawe, choć Rosji nie udaje się efektywnie rozbudowywać GLONASS, tak w zakresie narzędzi WRE, wymierzonych również w systemy nawigacji satelitarnej, to właśnie ten kraj wiedzie prym.

ASAT bronią niezbędną mocarstwom?

Wraz z rozwojem współczesnych satelitów oraz konstelacji satelitów rozwijają się też zdolności przeciwdziałania im. Amerykańskie raporty wyróżniają tutaj działania kinetyczne oraz niekinetyczne. W tym pierwszym zbiorze znajduje się tzw. broń antysatelitarną (ASAT). Przede wszystkim mowa jest o zdolności rażenia wrogiego satelity za pomocą własnych rakiet o wysokiej precyzyjności lub rażenia innych satelitów tak, aby ich resztki niszczyły lub powodowały uszkodzenie satelitów przeciwnika. Dyskusja o broniach ASAT nie jest w żadnym razie nowa, już w trakcie zimnej wojny pojawiły się tego rodzaju możliwości w arsenałach USA i ZSRR. Z marazmu zimnowojennej przeszłości ASAT wyciągnęły współcześnie przede wszystkim Chiny i Indie. Oba państwa przeprowadziły symboliczne testy tego rodzaju uzbrojenia, przy dość mocnej krytyce m.in. ze strony USA.

Niezależnie od krytyki i obaw o uszkodzenia np. międzynarodowej stacji kosmicznej, było to dla Indii i Chin przełamanie pewnego tabu i zasygnalizowanie możliwości wojennych. Być może należy to traktować w kategoriach próbnej detonacji ładunków nuklearnych, która wprowadza dane mocarstwo w kręgi elity posiadającej broń masowego rażenia typu A. Co więcej, musimy pamiętać, że istnieje jeszcze szereg innych państw z dynamicznie rozwijającymi się programami precyzyjnych systemów rakietowych, które mogą mieć ASAT na własnym wyposażeniu. Ze względów politycznych nie przeprowadzają one jednak takich praktycznych pokazów.

Za systemami rakietowymi pojawiają się też pytania o przyszłe wykorzystywanie chociażby laserów do oślepienia lub nawet uszkadzania wrogich satelitów. Chociaż ASAT generuje największe emocje, trzeba zauważyć, iż satelity są narażone na o wiele mniej widoczne próby ingerencji. Przede wszystkim mowa jest o zdolnościach do penetracji i wpływania na elementy technologii z domeny cyber. Zarówno jeśli chodzi o same satelity, jak i systemy pozwalające je wykorzystywać w oparciu o instalacje zlokalizowane na Ziemi. Synergia kosmosu i cyber może być bowiem w równej mierze strategicznym impulsem rozwojowym, co piętą achillesową dla systemów satelitarnych. Amerykanie już dziś mówią o takich formach zagrożeń ze strony Korei Północnej i Iranu, w dodatku nie są to rozważania jedynie teoretyczne. Żeby tylko zasygnalizować problem – w USA toczy się debata odnośnie wykorzystywania przez stronę chińską generatywnych sieci współzawodniczących Gan do ukrywania obiektów przed czujnymi oczami duetu obserwacji satelitarnej i analityków wywiadu na Ziemi. W uproszczeniu, chodzi o stosowanie metod znanych lepiej jako deepfake do manipulowania dostępnymi zdjęciami satelitarnymi. Mielibyśmy lub już mamy do czynienia nie tylko z próbami fałszowania wypowiedzi celebrytów czy polityków, ale z możliwością bardzo zaawansowanej modyfikacji zdjęć satelitarnych. Wszystko po to, aby ukrywać np. obiekty wojskowe lub wręcz tworzyć je dla zmylenia przeciwnika w warunkach kryzysu.

Na koniec należy podkreślić, że żadne polskie działania w zakresie modernizacji technologicznej sił zbrojnych czy też innych inwestycji w bezpieczeństwo kraju, ale pozbawione długofalowego myślenia o zdolnościach satelitarnych, nie będą niestety w pełni efektywne. Przede wszystkim pod względem strategicznej swobody działania i możliwości patrzenia w rejony, które są dla Warszawy istotne. Oczywiście, kategoria wagowa reprezentowana dziś przez USA, Rosję, Chiny, a nawet Izrael czy ZEA jest dla nas nieosiągalna pod względem finansowym. Jednak już dysponowanie satelitą rozpoznawczym/szpiegowskim i przeznaczonym do komunikacji jest w naszym zasięgu, o czym mówi się od dłuższego czasu. Pytaniem otwartym pozostaje, na ile decydenci (bo sami eksperci są zgodni) zrozumieli istniejące zależności między bezpieczeństwem państwa i technologiami satelitarnymi, które już teraz powinny działać na naszą korzyść. Widząc chociażby potrzebę zgrania np. zakupu pocisków AGM-158B JASSM-ER z posiadaniem zdolności satelitarnych w przypadku wojska.

Flanka wschodnia NATO to bowiem nie tylko czołgi i samoloty, ale przede wszystkim możliwość wychwycenia sygnałów po stronie rosyjskiej, które de facto będą dostępne w pierwszej kolejności właśnie dla systemów satelitarnych. To również zdolność naszego kraju do dysponowania odpowiednim zapleczem w zakresie łączności na wypadek kryzysu. Tym samym, nie powinniśmy dziwić się ruchom czynionym w kierunku tworzenia polskiego potencjału kosmicznego, również wojskowego. Przeciwnie, powinniśmy nalegać na polityków, by realizowali projekty szybciej, niż ma to miejsce obecnie.

O autorze

Jacek M. Raubo

Dr, analityk współpracujący z serwisami branżowymi w sektorze bezpieczeństwa i obronności w ramach Grupy Defence24. Od końca 2020 r. prezes think tanku Fundacja Instytut Bezpieczeństwa i Strategii (FIBiS). Jest również wykładowcą akademickim, pracującym na co dzień na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM.

Zobacz wszystkie artykuły autora