Analizując, nad czym pracują kraje innowacyjne oraz wgłębiając się w prognozy ekspertów, można dojść do wniosku, że bez działań, pomysłów i wizji na eksplorowanie kosmosu zostaniemy światowymi outsiderami.
Nie tak dawno świat obiegła wiadomość o pierwszym samochodzie w kosmosie. Tak, oczywiście myślę o tesli. Jakkolwiek pomysł z wysłaniem auta w kosmos jest dość specyficzny, to temat dążenia do gwiazd jest trendem aktualnym. Stąd też w pewnym momencie (oczywiście lepiej wcześniej niż później) warto się zastanowić, co my, Polacy, robimy w tym kierunku. Może brzmieć to abstrakcyjnie, bo trudno nam przypomnieć sobie kogoś poza Lemem, kto by o tym myślał. Natomiast warto. Analizując, nad czym pracują kraje innowacyjne (lub te, które próbują takowymi być) oraz wgłębiając się w prognozy ekspertów, można dojść do wniosku, że bez działań, pomysłów i wizji na eksplorowanie kosmosu będziemy na samym końcu „łańcucha żywieniowego”, zostaniemy światowymi outsiderami.
Dlaczego warto mówić o tym właśnie teraz? Przede wszystkim dlatego, że im wcześniej się obudzimy, tym większa szansa, że nie zostaniemy z ręką w nocniku. Istotną dla nas szansą jest obecny konflikt rosyjsko-ukraiński. Śpieszę wytłumaczyć dlaczego.
Wbrew temu, co może się wydawać, Ukraina nie jest ostatnim krajem w branży kosmicznej. Jest to oczywiście efekt radzieckiej polityki oswajania kosmosu. Za czasów polityki planowej i innych ciekawych wynalazków mocno walczono z Amerykanami o podbój gwiazd. Stworzone zostały ośrodki myśli technicznej i przedsiębiorstwa branżowe, w tym na Ukrainie. Po rozpadzie ZSRR struktura ta nie działała oczywiście tak samo, ale się zachowała. W okresie niepodległości naszym sąsiadom udało się skutecznie kontynuować prace związane z kierunkiem kosmicznym, w dużej mierze dla rosyjskich projektów. Wojna na wschodzie doprowadziła częściowo do zerwania więzi w tym sektorze.
Pojawiła się więc pewna luka, która stwarza możliwości dla Polski.
Poza byciem adwokatem Ukrainy, warto się zastanowić nad budowaniem partnerstw w konkretnych branżach. Można pomyśleć o wykorzystaniu ukraińskich doświadczeń kosmicznych, by stworzyć u nas zalążki „apetytu na gwiazdy”.
Techniczne rozwiązania Ukraińców połączone z polskim oprogramowaniem i dostępem do środków unijnych mogą zaowocować dobrym rezultatem. Przeanalizujmy więc, co mamy na daną chwilę.
Strona polska
Główny obszarem działań w obszarze kosmicznym była jak dotąd współpraca międzynarodowa, polegająca na wysłaniu poszczególnych urządzeń pomiarowych w kosmos w celu zebrania danych. Nie jest to szczególnie zaawansowane osiągnięcie, biorąc pod uwagę, że głównie dołączaliśmy do projektów zagranicznych. Najpierw współpracowaliśmy w tym zakresie ze Związkiem Radzieckim, przy okazji udało nam się wysłać w kosmos dotychczas jedynego polskiego kosmonautę – Mirosława Hermaszewskiego. Potem wysyłaliśmy urządzenia we współpracy z Europejską Agencją Kosmiczną. Zaczęły powstawać prywatne firmy oferujące usługi oparte na technikach satelitarnych.
Od 2012 roku jesteśmy 20 krajem członkowskim ESA, a co za tym idzie – bierzemy udział w różnych projektach kosmicznych agencji i wpłacamy składkę 30 milionów euro rocznie. Brzmi to oczywiście obiecująco, ale za te pieniądze przeciętny podatnik chciałby zobaczyć jakieś rezultaty. Informacja o wysłaniu w kosmos polskiego sprzętu jest ewidentnie niewystarczająca.
Najbardziej optymistycznie pokazuje wizje polskiej obecności w przestrzeni gwiezdnej reklama grupy Allegro „Legendy Polskie. Twardowsky”, która jednak świadczy bardziej o tym, że w kwestii pomysłowości i grafiki komputerowej jest u nas znacznie lepiej niż w sprawach oswajania kosmosu.
Po łyżce dziegciu trzeba jednak wrócić do pozytywów. Bez uczestnictwa w ESA nie mamy większych szans na realizację projektów ani na inwestycje. Liczba podmiotów polskich na portalu przetargowym agencji wzrosła w ciągu 5 lat więcej niż 7-krotnie, do ponad 360 w 2017 roku.
Szereg uczelni technicznych oferuje studia na kierunkach związanych z oswajaniem kosmosu – 7 proponuje studia stacjonarne i 2 podyplomowe. Liczby studentów nie są specjalnie imponujące – około 30 osób na kierunku rocznie. Więc musimy się uzbroić w cierpliwość i czekać, aż będziemy mogli skorzystać z jakichś „tanich lotów” w kosmos.
Strona ukraińska
Osiągnięcia strony ukraińskiej są w porównaniu z naszymi imponujące. Mają oni spore doświadczenie w budowaniu rakiet kosmicznych, satelitów oraz we współpracy zagranicznej. Na początku niepodległości Ukraińcy dorobili się również obecności swojego kosmonauty w przestworzach. Był to Leonid Kadeniuk.
Spójrzmy na liczby: lot odbyło 148 ukraińskich rakiet kosmicznych oraz 300 innych obiektów, w tym satelitów na zamówienie partnerów zagranicznych. Ukraina jest zdecydowanie w czołówce światowej, jeśli chodzi o potencjał branży.
Rynek to głównie przedsiębiorstwa państwowe, w których działa 20 tysięcy specjalistów. Natomiast ogromnym wyzwaniem dla naszych sąsiadów jest ucieczka tychże kadr za granicę – średnio 10 procent rocznie. Powstały również firmy prywatne oraz biznes inkubator Space Hub. Ukraińscy młodzi specjaliści wygrywają swoimi pomysłami konkursy zagraniczne w tym sektorze. Ostatnio zreorganizowano kierunek na głównej uczelni kształcącej specjalistów branży kosmicznej w Kijowie.
Wracając do pytania postawionego w tytule: nasz polonez technologicznie niespecjalnie pasuje do obecności wśród gwiazd – i jest to temat, nad którym powinny się pochylić wszystkie polskie instytucje działające w branży. Najwyższy czas zacząć istotne działania i realizować strategię kosmiczną, wykorzystując do tego potencjał współpracy z partnerami, z którymi będziemy mogli się rozwijać i uzupełniać.
Andrzej Podgórski – Ekspert z obszarów bezpieczeństwa, wojny informacyjnej, stosunków polsko-ukraińskich, innowacji. Absolwent Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie i Szkoły Przywództwa Instytutu Wolności. Był konsultantem bezpieczeństwa dziennikarzy oraz międzynarodowych misji obserwacyjnych w Kijowie, Charkowie, na Krymie i strefie wojennej w Donbasie. Współtwórca projektów polsko-ukraińskich w obszarze kultury, dziedzictwa i edukacji.