Jeśli podpisaną przez prezydentów Polski i USA umowę o współpracy wojskowej traktujemy w kategoriach sukcesu, to zastanówmy się nad celem obecności armii amerykańskiej na terytorium Polski oraz rolą, jaką powinna ona pełnić, żeby przynosiła realne korzyści dla naszego kraju.
Od 30 lat relacje ze Stanami Zjednoczonymi stanowią jedno z kluczowych zagadnień dla każdego polskiego rządu. Dzisiaj nabierają szczególnego znaczenia. Niespotykana dotąd skala obecności wojsk amerykańskich na terytorium Polski, a także liczne i bardzo kosztowne zakupy broni zza oceanu realizowane przez polski rząd, nakazują zadać pytanie, po co nam sojusz wojskowy ze Stanami Zjednoczonymi? Przecież jesteśmy sojusznikami w ramach NATO i łączą nas wynikające z tego faktu zobowiązania.
Czy to brak wiary w mechanizmy gwarantujące działanie sojuszu? A może przejaw ograniczonego zaufania w stosunku do naszych europejskich partnerów? Proces zacieśniania relacji polsko-amerykańskich być może jest dla rządu w Warszawie rodzajem dodatkowego bezpiecznika, który ma zniwelować ryzyko braku lub niewystarczającej reakcji europejskich państw NATO w sytuacji konfliktu zbrojnego.
W poszukiwaniu gwarancji bezpieczeństwa
Nie dyskutowalibyśmy nad przyczynami i sensem powyższych rozważań, gdyby nie zmiany w otaczającej Polskę przestrzeni bezpieczeństwa. Złamanie przez Rosję fundamentalnych zasad ładu międzynarodowego wzbudziło szczególny niepokój w naszym kraju oraz w państwach bałtyckich.
Jeżeli polski rząd poszukuje gwarancji bezpieczeństwa w relacjach ze światowym mocarstwem, oznacza to, że agresywna polityka Federacji Rosyjskiej traktowana jest w kategoriach realnego i namacalnego zagrożenia. Spoglądanie w kierunku Waszyngtonu, a nie w stronę Berlina i Paryża, ma również swoje uzasadnienie. Pięć lat po rosyjskiej agresji na Ukrainie, to nie USA, a Niemcy i Francja okazują się bardziej skłonne do ustępstw i złagodzenia sankcji wobec Moskwy. Jeśli podpisaną przez prezydentów Polski i USA umowę o współpracy wojskowej traktujemy w kategoriach sukcesu, to zastanówmy się nad celem obecności armii amerykańskiej na terytorium Polski oraz rolą, jaką powinna ona pełnić, żeby przynosiła realne korzyści dla naszego kraju.
Jednostki US Army w Polsce to na pewno element komunikacji strategicznej, wyraźnie sygnalizującej Rosji jedność sojuszu oraz gotowość do wspólnej obrony. Tylko czy wyrazy politycznego wsparcia i pobyt 5,5 tys. żołnierzy mogą w sposób realny wzmocnić nasze bezpieczeństwo? Obecność Amerykanów to nie sojuszniczy gest dobrej woli, którego podstawą jest solidarność i altruizm, lecz raczej konkretny interes mierzony miliardami dolarów. To właśnie za oceanem dokonujemy zakupów nowoczesnej broni, stamtąd też sprowadzamy gaz LNG do naszego gazoportu w Świnoujściu. W planach pojawia się również współpraca przy budowie polskich elektrowni atomowych. Nie bez znaczenia jest także decyzja o niewykorzystywaniu chińskich technologii w budowaniu sieci 5G.
Jeśli dodamy do tego koszty rozbudowy infrastruktury oraz utrzymania stacjonujących wojsk, to okaże się, że cena, jaką ponosimy za obecność armii amerykańskiej w Polsce, jest ogromna. Dlatego nie możemy pozwolić na to, żeby wsparcie USA miało jedynie wymiar polityczny.
Obecność żołnierzy USA musi się wiązać z powstaniem konkretnych planów operacyjnych, które będą gwarantować ich udział w działaniach obronnych w razie agresji na polskie państwo. Rotujące oddziały muszą poznawać specyfikę polskiego teatru działań wojennych oraz ćwiczyć współdziałanie z jednostkami sił zbrojnych RP.
Z punktu widzenia polskiego interesu narodowego wojska amerykańskie powinny być także gotowe do operowania na terenie państw bałtyckich. Dlatego na oddziały amerykańskie w Polsce przychylnym okiem patrzą również rządy w Wilnie, Rydze i Tallinie.
Kto obroni Bałtów?
O ile wojna na Ukrainie czy wcześniejszy konflikt w Gruzji nie dotyczyły bezpośrednio naszego państwa, o tyle coraz silniejsze oddziaływanie Rosji na kraje bałtyckie może budzić obawy w Warszawie. Dlaczego? Odpowiedź w tym przypadku wydaje się bardzo prosta. Litwa, Łotwa i Estonia, podobnie jak Polska, są członkami NATO i łączą nas zobowiązania zapisane w Traktacie Północnoatlantyckim.
W razie napaści na jedno z tych państw, prośba o udzielnie mu pomocy będzie działaniem zrozumiałym i naturalnym. Pomimo stacjonowania na ich terytorium batalionowych grup bojowych NATO, organizacja wielonarodowej pomocy sojuszniczej może zająć długie tygodnie. Kto więc pierwszy powinien ruszyć z pomocą?
To Polska jest krajem położonym najbliżej potencjalnej strefy konfliktu, i to Polska, jako jedyny kraj regionu, posiada armię zdolną do podjęcia działań zbrojnych.
Niewątpliwie to w kierunku naszego państwa będzie zmierzał wzrok zarówno państw oczekujących pomocy, jak i naszych zachodnich sojuszników, których reakcja może być opieszała i rozciągnięta w czasie. Dlatego obecność armii amerykańskiej w Polsce może mieć kluczowe znaczenie w razie wojny w jednym z nadbałtyckich krajów. Szybka decyzja o zaangażowaniu militarnym nie będzie wtedy dotyczyła wyłącznie polskiej armii. W innym przypadku Polska może zostać poddana presji pozostałych państw NATO, a działania podejmowane w pojedynkę mogą spotkać się ze zdecydowaną reakcją Rosji wymierzoną wyłącznie w nasz kraj.
Wykorzystać szansę
Pogłębione stosunki wojskowe z USA powinny jedynie uzupełniać czasowo braki w zdolnościach polskiej armii – w żadnym wypadku nie mogą ich zastępować. To bardzo ważne, ponieważ żaden sojusz nie trwa wiecznie, ani nie daje stuprocentowych gwarancji bezpieczeństwa. Ponadto, obecność oddziałów US Army powinna opierać się na konkretnych planach ich użycia, a w razie wojny – wzmocnienia siłami zza oceanu. W razie wybuchu konfliktu zbrojnego w Europie Wschodniej wojska amerykańskie muszą być gotowe również do walki o Litwę, Łotwę oraz Estonię.
W sferze gospodarczej polskie wydatki na zakup uzbrojenia w USA powinny być kompensowane inwestycjami w polską naukę oraz przemysł, nie tylko w sektorze zbrojeniowym.
Dzięki temu rodzime przedsiębiorstwa będą miały szansę nabycia nowych kompetencji i dostaną możliwość konkurowania w systemie handlu światowego nie tylko za sprawą taniej siły roboczej.
Obecność wojskowa USA w Polsce, mimo niemałych kosztów, podnosi poziom bezpieczeństwa naszego kraju i wpływa na sytuację militarną w regionie. To prawda, że bezpieczeństwo nie ma ceny. Prawdą jest również stwierdzenie, że podstawą sojuszy są obustronne interesy. Dlatego okres sprzyjającej koniunktury w relacjach pomiędzy Warszawą i Waszyngtonem powinien być maksymalnie wykorzystany przez polski rząd, w taki sposób, aby korzyściami dla Polski nie pozostawały jedynie symboliczne gesty, jak te dotyczące zniesienia wiz turystycznych do USA.
Publikacja finansowana w ramach programu Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego pod nazwą „DIALOG” w latach 2017-2019.