Wielki, opasły, tłusty, palący cygaro, ubrany w smoking i cylinder (ewentualnie melonik). Już z wyglądu wredny i apodyktyczny, często poganiający batem wychudzonego biedaka lub wprost siedzący na nim. Tak wygląda kapitalista z socjalistycznych propagandowych ulotek i plakatów. Czyż to nie sama prawda? Opis ten doskonale oddaje, czym kapitalista się zajmuje: wyzyskiwaniem. Co to znaczy? To znaczy, że kradnie on owoce pracy biednych i wychudzonych proletariuszy. Stąd oni są wychudzeni, a on obżarty i emanujący bogactwem. W jaki konkretnie sposób kradnie owoce ich pracy? Tego już nikt głośno nie mówi. Przyjrzyjmy się więc temu bliżej na przykładzie człowieka-symbolu kapitalisty, jakim był John D. Rockefeller.


„Zyskaj, ile możesz, zaoszczędź, ile możesz, rozdaj, ile możesz” („gain all you can, save all you can, give all you can”) – to maksyma, którą przyjął za swoje motto John D. Rockefeller, najbogatszy człowiek w historii świata. Najhojniejszy filantrop także. Ocenia się, że w roku swojej śmierci (1937) zarządzał majątkiem w wysokości niemal 1,5 mld dolarów, przy ówczesnym produkcie narodowym brutto Stanów Zjednoczonych na poziomie 92 mld dolarów. Co bardzo istotne, w ciągu swojego życia oddał na cele charytatywne około 550 mln dolarów. Do tej pory, po niemal stu latach od jego śmierci, nadal nikt nie przebił tego wyniku.

Dorobił się na przemyśle naftowym. Jego założona w 1870 roku firma, Standard Oil, wkrótce stała się największym graczem na rynku przetwórstwa ropy naftowej. W szczytowym okresie władała ponad 90 procentami rynku. Jego przeciwnicy chcą – jak się zdaje – tłumaczyć jego filantropię poczuciem winy za dorabianie się na plecach robotników i wykupowanych konkurentów. Prawda jest jednak inna. Standard Oil stało się tak potężną korporacją dzięki talentom i pracowitości jej założyciela. Oraz jego misji. „Niech dobra praca trwa. Zawsze musimy pamiętać, że rafinujemy ropę dla ubogiego człowieka i musi być ona dobra i tania” pisał w 1885 roku do jednego ze swoich współpracowników Rockefeller (https://fee.org/articles/john-d-rockefeller-and-the-oil-industry/).

Co oznaczało dla niego pojęcie „dobra praca”? Był zwolennikiem ciągłego postępu, szukania oszczędności i nowych rozwiązań. Gdy jego konkurenci wylewali do rzek benzynę, uznawaną w owym czasie za odpad w procesie produkcji nafty, on wraz ze swoimi współpracownikami szukał nowych możliwości. Efektem tego było wykorzystywanie benzyny jako paliwa, produkcja wazeliny, parafiny, olejów, smoły do pokrywania dachów czy gumy do żucia. Ocenia się, że chemicy Standard Oil wynaleźli ponad 300 zastosowań dla produktów wytwarzanych na bazie ropy naftowej.

Nierzadko również sam zabierał się do fizycznej pracy, czym wzbudzał zdziwienie. Był blisko ludzi i interesował się wszystkim, co dotyczyło rafinacji ropy. Często powtarzana jest historia dotycząca nowego standardu lutowania pojemników na naftę. Zauważył podczas jednej z inspekcji ten proces i postanowił mu się bliżej przyjrzeć. Dowiedział się, że w procesie lutowania wiek do pojemników przeznaczonych na eksport wykorzystywane jest 40 kropel cyny. Polecił spróbować z 38 kroplami. Okazało się, że tak lutowane pojemniki przeciekały. Ale 39 kropel było już w sam raz. Tak powstał nowy standard, na temat którego powiedział dużo później: „Ta jedna kropla cyny zaoszczędziła 2500 dolarów w pierwszym roku, ale eksport wciąż się zwiększał od tego czasu, podwoił się, zwiększył czterokrotnie – stał się o wiele większy niż był w tamtym momencie; a oszczędności rosły wraz z nim, jedna kropla na każdym pojemniku, sumuje się od tego czasu do wielu setek tysięcy dolarów”. (https://econlog.econlib.org/archives/2013/01/great_moments_i_6.html).

Historyk Burtom Folsom zauważa, że „Czasem dołączał do swych pracowników i zachęcał ich. O 6.30 rano można było zobaczyć Rockefellera „toczącego beczki, układającego obręcze i wywożącego wióry”. Na polach naftowych można było zobaczyć Rockefellera próbującego zmieścić dziewiątą beczkę na ośmiobeczkowym wozie”.

Mówi się, że w szczytowym momencie potęgi firmy Rockefellera, pracowało dla niego około 100 000 ludzi. To potężna liczba, zdolna „przewrócić” każdą firmę. Jednak tak się nie stało. Dlaczego w epoce wzrostu popularności socjalizmu i robotniczych strajków tak niewiele perturbacji spotykało Rockefellera? Okazuje się, że płacił robotnikom więcej niż konkurencja. Z własnej woli. W żaden sposób nie był do tego przymuszany. Rozumiał ciężko pracujących ludzi. Sam rozpoczął swoją zawodową karierę w wieku 16 lat jako asystent księgowego w małej firmie handlowej. Ciekawostką jest, że swoje pierwsze 50 dolarów (w przeliczeniu na dzisiejszą wartość tej waluty – około 1000) zaoszczędził w wieku 12 lat (zarabiał drobnymi pracami na rzecz sąsiadów). Po tym, jak pożyczył je sąsiadowi na procent i po roku otrzymał z powrotem z odsetkami, miał postanowić, że nie on będzie pracował dla pieniędzy, tylko pieniądze będą pracowały dla niego.

Płacił więc pracownikom więcej niż inni, dbał o – jak byśmy to dziś powiedzieli – optymalizację procesów biznesowych i zarabiał. Coraz więcej zarabiał. A jednocześnie coraz więcej rozdawał.

Głęboko wierząca matka wychowała go na praktykującego baptystę. Jak napisał Ron Chernow w “The Life of John D. Rockefeller, Sr.” (https://archive.nytimes.com/www.nytimes.com/books/first/c/chernow-titan.html), gdy Rockefeller zdobył pierwszą pracę, zanotował w swoim dzienniku, że zdecydował się na przekazanie 6 procent swoich zarobków na cele charytatywne. Gdy osiągnął wiek 20 lat, przekazywał już 10 proc. Donacje te związane były na początku z jego własną wspólnotą religijną. Wraz z biegiem lat jednak wspierał również tworzenie szkół powszechnych i wyższych dla ludności afroamerykańskiej. Znane są relacje dotyczące również wykupowania przez niego Afroamerykanów z niewoli, aby zwrócić im wolność. Wspierał szkolnictwo, opiekę zdrowotną, sztukę. Każde jednak jego zaangażowanie społeczne związane było z wyznawaną przez niego ideą tayloryzmu. Frederick Winslow Taylor – jej twórca – wierzył w efektywność i wydajność. Szukał sposobów na jej zwiększanie, aby wytworzyć więcej w tym samym czasie. Rockefeller stosował te zasady zarówno w pracy, jak i filantropii. „Pomoc nieefektywnym, źle ulokowanym i niepotrzebnym szkołom jest marnotrawstwem (…) jest wysoce prawdopodobne, że wiele środków finansowych zostało zdefraudowanych na niemądre projekty edukacyjne, które mogłyby zostać użyte do budowy narodowego systemu edukacji wyższej adekwatnej do naszych potrzeb, jeżeli pieniądze te zostałyby odpowiednio ulokowane na każdym etapie realizacji – napisał w swojej książce pt. „Random Reminiscences of Men and Events”. Wymagał więc od instytucji, które dotował, sprawozdań na temat sposobów wydatkowania środków oraz ich efektywności. W swoich działaniach dobroczynnych kierował się więc tymi samymi zasadami co w biznesie.

John D. Rockefeller stworzył imperium. Jak w amerykańskim śnie. Zaczynał od zera. Nie odziedziczył majątku po ojcu. Sam go wypracował. Zaczął pracować wcześnie i niezłomnie kontynuował swoją ścieżkę, nie zważając na przeciwności losu. Kierował się stałym katalogiem zasad. Oczywiście i w jego życiu były ciemniejsze karty, na przykład zaangażowanie w trust, zmowę, której celem było nieuczciwe potraktowanie konkurencji (gdy zauważył do czego zmierzają działania jego wspólników, wycofał się). Był jednak kapitalistą z krwi i kości. Znającym wartość pracy fizycznej, bo wykonującym ją przez długi czas, również wtedy, gdy już nie musiał. Uczącym się ciągle i szukającym oszczędności i zwiększania efektywności, bo klientom się to należy. Rockefeller stworzył warunki do utrzymywania się z pracy w jego przedsiębiorstwach 100 000 ludzi. Kolejnej wielkiej liczbie ludzi stworzył warunki do nauki, poprawy zdrowia (swoją działalnością charytatywną) czy poprawy życia (dzięki produktom, które sprzedawał). Koronnym argumentem za jego wielkimi zasługami dla – nie bójmy się wielkich słów – ludzkości jest fakt, że im większa była jego firma (im bardziej zbliżał się do pozycji monopolisty), tym bardziej obniżał ceny nafty (z 30 centów za galon w 1869 do 5,9 centa w roku 1897).

O autorze

Artur Sójka

Od ponad dekady zamienia kontakty w kontrakty i uczy innych, jak to robić. Jako trener, mówca i networker pomaga polskim przedsiębiorcom zwiększać sprzedaż w ich firmach. Jest współautorem biznesowego poradnika pod tytułem „Eventworking”.

Zobacz wszystkie artykuły autora