„O tym jak pasja stała się pomysłem na życie i biznes”

Na początku był chaos. U progu dorosłości w głowie młodego człowieka szaleje tajfun. Pomysły na życie oraz karierę zawodową to ogromna dynamika. To trudny wybór, przed którym stało wielu moich rówieśników. Pamiętam natomiast, że ja od najmłodszych lat chciałem zostać kimś, kto pomaga innym – zawiało patetyzmem wiem…

Być może wielokrotne pobyty w szpitalu, jako schorowane dziecko, dziecięce zabawy „w leczenie”, lub udział w Młodzieżowej Drużynie Pożarniczej, a najpewniej altruizm wyssany z mlekiem matki obudziły we mnie naturę „pomagacza”. Początkowy falstart ze wstąpieniem w szeregi Państwowej Straży Pożarnej lub Policji skierował mnie w kierunku ratownictwa medycznego. Dyplom Ratownika Medycznego otrzymałem w 2011 roku. Już chwilę później pierwsze doświadczenia zawodowe zdobywałem w Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Olsztynie. Będąc jeszcze w procesie edukacji w stronę dyplomu ratownika medycznego miałem okazję kilkukrotnie brać udział w Misji Medycznej pod patronatem MSZ i MZ w Ukrainie i Mołdawii. Jako zespół medyków oraz logistyków przez blisko miesiąc badaliśmy Polaków zamieszkujących zachodnie tereny Ukrainy. Odwiedziliśmy również Krym i stolicę Mołdawii – Kiszyniów. Po latach z uśmiechem stwierdzam, że była to przygoda życia, połknąłem bakcyla do pomocy humanitarnej i wyjazdów zagranicznych. Do tej pory z uśmiechem wspominam tamte wyjazdy

PRZEBUDZENIE MOCY

Fundacja Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM) w 2014 roku ogłosiła rekrutację do grupy medycznej. Zalążek Zespołu Ratunkowego działał już podczas zamieszek na Majdanie w 2014 roku. Były to również projekty szkoleniowe w Gruzji oraz Kenii. Finalnie grupa miała działać w trybie emergency w każdym miejscu na świecie gdzie wystąpi kataklizm naturalny lub humanitarny gdy sytuacja przerośnie lokalne służby medyczne. Zatem po pierwszych wynikach wyszukiwania od razu wiedziałem, że jest to miejsce w którym całym sercem chce być. 

Pierwszy etapem rekrutacji było wysłanie CV i listu motywacyjnego. Wcześniejsze ukraińskie medyczne wojaże były wielkim atutem budującym moje doświadczenie zagraniczne – a takowe jest pożądane w takich grupach. Kolejnym etapem była weryfikacja terenowa – w dużym skrócie to ponad doba działania na terenie Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Wiele zdań medycznych, zespołowych oraz technicznych, jak również rozmowa z psychologiem i sprawdzenie zdolności językowych. Wspomniane zadania miały wybrać najbardziej odpowiednich kandydatów pod względem predyspozycji do działania w trudnych miejscach na świecie.

Sprawa jest banalnie prosta – języka obcego można się nauczyć, wiedze medyczną również uzupełnić, natomiast pewne cechy charakteru kandydat posiada lub też nie. To bardzo ważne by grupa oraz poszczególne jednostki były mocne i zgrane podczas wyjazdów zagranicznych w różne „brzydkie miejsca” na świecie. Od tego często zależy bezpieczeństwo misji.

…I WTEDY ZATRZĘSŁA SIĘ ZIEMIA

Zaledwie kilka dni po oficjalnym ogłoszeniu gotowości operacyjnej Zespołu Ratunkowego PCPM 25 kwietnia 2015 roku „złożył się Nepal” jak to mawiamy w środowisku na trzęsienie ziemi. Członkowie Zespołu Ratunkowego natychmiast ruszyli komercyjnymi liniami lotniczymi do stolicy Katmandu nieść pomoc medyczną. Był to pierwszy tego typu wyjazd dlatego na szpicy oraz w drugim rzucie (po kilku dniach od kataklizmu) pracowali doświadczeni medycy zespołu po wielu zagranicznych wyjazdach. Jako rookie (świeżak) w zespole nie było mi dane brać udziału w tym wydarzeniu, choć serce rwało się do tego od pierwszych chwil. Wielu z nas czekało w domu, spakowani by ruszyć natychmiast jeśli będzie taka potrzeba.

Po spektakularnym sukcesie PCPM podczas nepalskich działań medycznych WHO zaprosiła organizację do procesu certyfikacji jako EMT (Emergency Medical Team). Władze Światowej Organizacji Zdrowia zadecydowały iż należy certyfikować grupy medyczne na świecie, by te działały wg ściśle określonych standardów. Po procesie certyfikacji medycznej każdy zespół potrafił komunikować się wzajemnie oraz z lokalnymi władzami. Miało to uporządkować tzw. turystykę humanitarną – zdarzały się w przeszłości wizyty licznych grup medycznych po kataklizmie. Na miejscu okazywało się, że brakuje koordynacji działań i panował chaos.

PIERWSZY WYJAZD – AFRYKA

Był rok 2017, polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wraz z PCPM organizowali projekt wsparcia i szkolenia Straży Pożarnej w kilku większych miastach Etiopii. Wraz z moim buddy Moniką (do dziś jednym z filarów Zespołu i aktualna Team Leader) ruszyliśmy na 2 tygodnie do miast Hossaena i Sodo, szkolić medycznie lokalnych strażaków. W międzyczasie polscy strażacy w innych miastach szkolili tych samych adeptów pożarnictwa z technik linowych oraz taktyki gaszenia ognia. 

W pierwszych chwilach pobytu uderzyło mnie elastyczne poczucie czasu Etiopczyków – na wszystko mieli czas, brak im było pośpiechu, zegarek jakby nie istniał lub miał umowne ramy, które z łatwością można przestawiać. Niemniej jednak kursanci byli bardzo zaangażowani. Pomimo świetnego poczucia humoru i uśmiechu – poważnie podchodzili do treningów. Z perspektywy czasu stwierdzam, że był to świetny czas.  Mój pierwszy lot samolotem liniowym – a co za tym idzie pierwsze w życiu lądowanie. Jako skoczek ze  spadochronem wcześniej tylko startowałem samolotem i nigdy nie lądowałem na jego pokładzie – gdzieś na 4000m wyskakiwałem i zaczynała się zabawa – samolot widziałem jedynie z góry gdy ostro pikował w dół podchodząc do lądowania.

Czerwona ziemia „czarnego lądu” zapamiętana z filmów przyrodniczych z Krystyną Czubówną w roli lektora to był mistyczny obraz. Afryko, jeszcze do ciebie wrócę.

BEJRUT EMERGENCY

Przeszło 3 lata później w drodze na dyżur w pogotowiu słuchałem w radio RMF FM wstrząsające wiadomości o gigantycznym wybuchu w porcie w Bejrucie. Po dotarciu na stację pogotowia wszystkie kanały informacyjne pokazywały moment eksplozji oraz informacje na żywo o przebiegu akcji ratowniczej. Po niedługim czasie dostaję SMS „ALARM BEJRUT EMERGENCY – DZIŚ WYLOT!”. Odpowiedzieć można na 3 sposoby: tak / nie / potrzebuję czasu. Była to chwila na którą czekałem latami, miała to być moja pierwsza misja ratunkowa – zatem odpowiedź mogła być tylko jedna. Kolejny SMS jaki otrzymałem zawierał słowa „PĘDŹ DO WARSZAWY, O 16 WYLOT”. Była 11:00, ja na dyżurze w pogotowiu z perspektywą pracy do 19:00 i ok trzygodzinnej drogi Olsztyn-Warszawa. Całe szczęście moja przełożona znała moje oddane sprawie serce i szybko dała znać krótkim SMS „JEDŹ I NIC SIĘ NIE MARTW – JESTEŚMY Z CIEBIE DUMNI”. Jeszcze tego samego wieczoru kilkuosobowy skład EMT PCPM wraz z grupą HUSAR z psami poszukiwawczymi stanęliśmy na płycie lotniska w Bejrucie…

Po 5 dniach działań medycznych oraz rozeznaniu potrzeb przez miejscowe służby medyczne wróciliśmy do domu. Zgniecione jak puszcza coli auta oraz oderwane ściany frontowe budynku (przypominające domek dla lalek, gdzie widać co jest w środku) na długo pozostaną w mojej pamięci. Podobnie jak zapachy.

EDUKACJA I BIZNES

Po kilku latach pracy zawodowej, rozlicznych kursach i poznaniu kapitalnych ludzi na mojej ścieżce pojawił się pomysł edukacji społeczeństwa z zakresu zaawansowanej pierwszej pomocy. Wspólnym staraniem oraz przy wsparciu wielu życzliwych przyjaciół powstaje Ready2Rescue – marka i zespół ludzi z zakresu kilku dziedzin bezpieczeństwa (medycy, strażacy, policjanci i żołnierze). Łączy nas wspólny mianownik – każdy z nas jest praktykiem, który z wielką pasją realizuje swoją pracę. Projekt dość szybko nabrał rozmachu. Budowaliśmy markę i rozpoznawalność firmy stawiając na nową jakość szkoleń. Uczymy praktycznie: filmowa krew, pozorant grający rolę pacjenta, sprzęt do efektów specjalnych i emocje pojawiające na symulowanych scenkach wyróżniają nas na tle konkurencji. 

Poza walorem edukacyjnym dużą wartością są emocje jakie pojawiają się w wśród naszych kursantów – czasem trudno jest zachować spokój gdy np. ranna w wypadku samochodowym matka z dzieckiem na ręku błaga o pomoc. To wszystko po to, by jak najlepiej przygotować na realne zagrożenie i sytuacje jakie mogą zastać w szkole, w pracy, na wymarzonych wakacjach. Sfera psyche w szkoleniach medycznych jest szalenie ważna. 

Z czasem zaczęły pojawiać się ciekawsze zlecenia i to bardzo nakręca na dalsze działania. Można robić świetne rzeczy i jeszcze zgarniać za to odpowiednie pieniądze – piękna sprawa. Świadomość firm z zakresu szkoleń z bezpieczeństwa budzi się i to dobre zjawisko. Już mało kogo zadowala szkolenie z mistrzem Power Point – ludzie chcą realnie działać. Kolejnym etapem rozwoju naszej firmy były audyty firm sprawdzające ich procedury na wypadek urazu lub zachorowania pracownika. Czasem okazywało się, że wytyczne na papierze nijak mają się do rzeczywistości – to dodatkowy plus tej pracy – można mieć na nią wpływ.

Zaczęliśmy szkolić również personel medyczny, być zapraszani przez służby mundurowe na zawody w roli instruktorów, konferencje, warsztaty. To fantastyczna podróż dająca ogrom satysfakcji i kontakty do świetnych ludzi i specjalistów w swoich dziedzinach. Ostatnim wielkim sukcesem było szkolenie medyków trzyliterowej formacji mundurowej. Temat medyczny jest niezwykle plastyczny i zagadnienia można ubrać w odpowiednie szaty, dostosowane pod specyfikę pracy klienta. To przykład jak pasja kilku osób przerodziła się w biznes dający poza pracą – ogromną satysfakcję…

REMOTE PARAMEDIC

Od wielu lat w kręgu moich ścisłych zainteresowań pozostaje praca w charakterze ratownika medycznego poza granicami kraju. Kontraktorzy (bo tak o sobie mawiamy) to wąska grupa medyków wyjeżdżająca do pracy w przeróżne i dziwne zakątki świata– zazwyczaj tam gdzie coś się dzieje, zazwyczaj są to obszary zamrożonych konfliktów zbrojnych. Kilku moich serdecznych kolegów, polskich ratowników, przez wiele lat pracowało dla australijskiej firmy ANA. – zabezpieczając medycznie lotnisko sił NATO w Kandaharze.

Już w 2018 roku pojawiła się u mnie myśl by do nich dołączyć, wówczas język angielski stał mi na przeszkodzie jak również życie prywatne. Gdy misja ISAF w Afganistanie dobiegała końca i kontrakt na zabezpieczenie lotniska się kończył niemalże cała paczka moich kumpli, medyków podjęła pracę w Donbasie.

Wówczas od 21 marca 2014 roku na terenach Donbasu działała Specjalna Misja Monitorująca OBWE. Głównym celem misji było dążenie do redukcji napięć, zapewnienia pokoju, stabilności i bezpieczeństwa, jak również monitorowanie przestrzegania praw człowieka oraz nawiązywanie kontaktu z lokalnymi władzami i ludnością. Organizacja zatrudniła zewnętrzną firmę IQARUS z Dubaju do zabezpieczenia medycznego SMM OSCE Ukraine.

Należy zwrócić uwagę, że konflikt pomiędzy Ukrainą a Republikami Separatystycznymi (Doniecka i Ługańska) był zamrożony, niemniej jednak często dochodziło do wymiany ognia. Podczas patroli było słychać w oddali wybuchy i strzały. Nawet siedząc w 5-tonowym opancerzonym aucie owe wybuchy w tle mogą robić wrażenie. Zadaniem paramedyków była opieka medyczna w przypadku nagłego zachorowania lub wypadku kogokolwiek z członków misji oraz ich szkolenie z zakresu pierwszej pomocy.

Aplikowałem na stanowisko Paramedyka w sierpniu 2021. Po długiej rekrutacji (wiele dokumentów, tłumaczenia na język angielski, rozmowa kwalifikacyjna online) oraz rekomendacji moich kolegów, którzy już pracowali w Donbasie 7 listopada z Portu Lotniczego Gdańsk poleciałem do Kijowa. Krótki odpoczynek by następnego dnia ruszyć w kilkunastogodzinną podróż pociągiem, przez całą Ukrainę, do Mariupola. Potężne miasto które kojarzyć się może ze Śląskiem położonym nad morzem. Od dziecka kochałem jeździć koleją. Niemniej doświadczenia z jazdą po Ukrainie szybko miłość sprowadziły do skromnego zainteresowania.

CISZA PRZED BURZĄ

Na kilka dni przed 24 lutego 2022 patrole wyglądały inaczej. Dotychczasowe blockposty (blokady) gdzie stacjonowali żołnierze i ciężki sprzęt sprawiały wrażenie opuszczonych na szybko. Amerykanie i Kanadyjczycy wycofali swoich pracowników OBWE w trybie natychmiastowym. Nawet psy, które zawsze ochoczo przybiegały do nas całymi stadami jakby gdzieś się pochowały, czując nadciągające zagrożenie. Coś dziwnego działo się wokół nas i czuć było napięcie.

Każdy z naszej 8-osobowej ekipy medycznej miał przygotowany tzw. plecak ucieczkowy, a w nim spakowane najważniejsze rzeczy osobiste: dokumenty, apteczka, elektronika, zapas ubrań wody i jedzenia. Wspomniany plecak zabierany był zawsze na patrol – na wypadek gdyby nie było możliwości wrócić do miasta. W mieszkaniu każdego z nas ten sam plecak stał przy drzwiach. Chodziło o to by w przypadku nagłego zagrożenia, natychmiast być gotowym do ewakuacji – bez starty czasu na pakowanie. Musieliśmy być również mobilni, więc zbędne rzeczy miały zostać w mieszkaniu.

GŁOŚNA POBUDKA

Byłem mocno przeziębiony, od kilku dni gorączka w kosmos i ból całego ciała. Spałem naprawdę głęboko, bombardowanie lotniska nieopodal Mariupola nie było w stenie wyrwać mnie ze snu. Dopiero kolejny telefon kolegi z ekipy z informacją [zaczęło się, zbiórka za chwilę w HUB] (baza) sprawił, że wróciłem z drugiej strony lustra. Dopiero wówczas zacząłem słyszeć wybuchy i czuć drgania budynku w którym mieszkałem. Kora nadnerczy w tym momencie eksplodowała, zalewając organizm kortykosteroidami, a ciało falą zimna. Był to impuls do działania. Ubrałem się, chwyciłem wcześniej spakowany plecak i ruszyłem w stronę naszej bazy. Po drodze spotkałem Micheal’a (kapitalny i szalenie doświadczony medyk z RPA), który mieszkał w bloku po sąsiedzku. Razem ruszyliśmy w nieznane. Gdzieś daleko w tle powietrze rozrywały głośne eksplozje.

25 kwietnia 2022 z samego rana zaczęła się oficjalna ewakuacja SMM OSCE Ukraine. Każdy HUB w Donbasie: Mariupol, Kramatorsk i Sewierodonieck, podążał na zachód. Początkowo do Zaporoża, następnie Dnipro. Spodziewaliśmy się, że chwilę przeczekamy w Dnipro i po kilku dniach wrócimy. Niemniej jednak sytuacji z początku inwazji była na tyle dynamiczna i niepewna, że plany zmieniane były wielokrotnie. Natomiast HUB Donieck i Ługańsk ewakuowane były do Rostowa nad Donem, następnie do Soczi i Turcji. Każdy z nas się bał, nie wiedzieliśmy co będzie dalej. Pozostało nam trzymać się razem i bezpiecznie dotrzeć do Mołdawii. Finalnie po ponad 4 dniach jazdy i ponad 1000 km konwój liczący około 50 aut znalazł schronienie w Kiszyniowie, stolicy Mołdawii.

Na szczególną uwagę zasługują nasi bliscy, którzy czekają na nas w domu. Często i gęsto bez żadnego kontaktu od nas, bo akurat spadła rakieta nieopodal i brak prądu oraz sieci komórkowej. Lub też jesteśmy w miejscu tak zniszczonym, że odezwiemy się dopiero za kilka dni z bardziej „cywilizowanego miejsca”. Ukłon zatem w stronę żon, mężów, partnerek, partnerów, dzieci oraz rodziców – którzy z uwagą i strachem czekają na znak i powrót do domu. Jak to mawiał klasyk „nie każdy bohater nosi pelerynę” – dlatego też każdy medyk gdzieś daleko ma swojego bohatera w domu. Natalia dziękuję bardzo za wsparcie!

SZKLANY SUFIT ROZBITY !

Wiele lat temu myślałem, że rola ratownika medycznego kończy się na pracy w Zespole Ratownictwa Medycznego oraz Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Po kilkunastu latach doświadczeń zawodowych wiem, że tytułowy SZKLANY SUFIT jest barierą jaką sami sobie budujemy jako medycy. Napotkałem na swojej drodze ogrom fantastycznych ludzi, którzy inspirowali oraz wciąż inspirują do działania. Uczestniczyłem w rozlicznych kursach traktujących o ratownictwie. Widziałem wielu młodych medyków, którzy zaczynali swoją pracę u nas w pogotowiu. Pamiętam również studentów przychodzących do nas na praktyki, którzy czasem z wielką pasją i oddaniem uczyli się od nas, nieco starszych od siebie ratowników. Tutaj pozwolę sobie na serdeczne podziękowania Michałowi Czerwińskiemu, Szymkowi Rokickiemu, Kubie Grosickiemu, Michałowi Wieczorkowi oraz wielu innym, których noszę w sercu.

Wypadkowa tych wszystkich sił, które kształtowały mnie jako medyka doprowadziły mnie do miejsca w którym teraz jestem. Okazało się, że szklany sufit można rozbić i wyjść dalej – rozwijać się, rozpiąć skrzydła. Ratownik Medyczny to nie tylko ktoś, kto ze śmietnika wyciąga pijanego bezdomnego, który tam śpi – bo akurat ktoś wyrzucał pod domem śmieci i zauważył brudne buty wystające spod kartonów. Ratownik Medyczny to nie tylko ktoś kto w Oddziale Ratunkowym słucha frustracji pacjentów, ponieważ problem medyczny każdego jest najważniejszy. I nie ważne czy to zbity palec, ból brzucha od tygodnia czy rozwarstwiający się tętniak w głowie manifestujący się silnym bólem głowy – każdy pacjent chce być zbadany natychmiast.

Jeśli zadamy sobie trud by przebić wspomniany szklany sufit otwierają się wówczas przed nami nowe możliwości. Można prowadzić szkolenia i cały czas się w tym rozwijać. Zarabiać całkiem przyzwoite pieniądze za cholernie satysfakcjonującą pracę, jaką jest nauka innych.

Przyjemnie jest otrzymać czasem feedback od kursanta gdy akurat umiejętności nabyte na szkoleniu przydały się w życiu – to naprawdę budujące. Jak to mawiał Szrek – nieżyjący już mój serdeczny instruktor skoków spadochronowych: „KOCHAM TĘ ROBOTĘ”

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego

O autorze

Wojtek Lichota

Ratownik medyczny, absolwent 8 edycji Szkoły Przywództwa Instytutu Wolności. Uczestnik wielu zagranicznych misji ratunkowych i szkoleniowych m.in. Etiopia, Ukraina, Liban. Założyciel i Prezes Ready2Rescue sp. z o.o. gdzie szkoli kadry medyczne oraz firmy i instytucje z zakresu bezpieczeństwa i postępowania z pacjentem

Zobacz wszystkie artykuły autora