Wiązanie własnego bezpieczeństwa z sojuszem lub układem międzynarodowym to zawsze pewnego rodzaju ryzyko i niepewność. W kraju nad Wisłą Sojusz Północnoatlantycki jest jednak przede wszystkim postrzegany jako strażnik naszej niepodległości, a ponad połowa Polaków uważa, że przynależność do paktu gwarantuje nam pokój i bezpieczeństwo.

Już wkrótce minie 20 lat od wstąpienia Polski w szeregi państw należących do Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego. To naprawdę długi czas, który wart jest chwili refleksji i podsumowania. Od dwóch dekad nasze bezpieczeństwo łączymy przede wszystkim z obecnością w największym sojuszu polityczno-militarnym na świecie, podkreślając przy tym jego trwałość oraz wartości leżące u jego podstaw. Poważnie traktując swoje zobowiązania członkowskie, oczekujemy tego samo od innych. Wierzymy, że w razie zagrożenia nie zostaniemy sami – pomimo naszych tragicznych doświadczeń dotyczących przedwojennych aliansów.

Wiązanie własnego  spokoju z sojuszem lub układem międzynarodowym to zawsze pewnego rodzaju ryzyko i niepewność. Bez wątpienia oznacza uzależnienie się od czynników zewnętrznych, niekontrolowanych przez polski rząd. W kraju nad Wisłą Sojusz Północnoatlantycki jest jednak przede wszystkim postrzegany jako strażnik naszej niepodległości, a ponad połowa Polaków uważa, że przynależność do paktu gwarantuje nam pokój i bezpieczeństwo.

W takim razie jak to jest z tym NATO? Możemy mu ufać bezgranicznie?

Żeby zrozumieć istotę problemu, warto zadać dość nieoczywiste pytanie. Czy podczas naszego członkostwa NATO zawsze było skłonne sprostać pokładanym w nim przez nas nadziejom?

To trudne pytanie, na które nie ma jednej – prostej i oczywistej – odpowiedzi. Chociażby z tego względu, że NATO nigdy nie musiało się zmierzyć ze zbrojną napaścią na jedno z jego państw członkowskich. Chcąc jednak spróbować znaleźć odpowiedź, warto posłużyć się konkretnymi przykładami.

ZROZUMIEĆ ZAGROŻENIE

Przez wiele lat Polska oraz inne nowo przyjęte państwa paktu miały poczucie, że są traktowane jak członkowie drugiej kategorii. Takie twierdzenie nie było pozbawione konkretnych podstaw. Werbalne zapewnienia o jedności i wspólnych celach oraz brak stałej obecności wojsk sojuszniczych na terytorium nowych członków nie zawsze napawały optymizmem. Sytuacja zmieniła się wraz z wybuchem konfliktu zbrojnego na Ukrainie, który stał się szansą na zmianę statusu Polski oraz pozostałych państw wschodniej flanki NATO.

Rok 2014 był pewnego rodzaju cezurą w najnowszej historii sojuszu. Jak mogliśmy zauważyć, od tego momentu nastąpiła wyraźna zmiana percepcji zagrożeń ze strony Rosji przez naszych zachodnich sojuszników.

Zmiana postrzegania sytuacji w Europie Środkowo-Wschodniej doprowadziła do realizacji ważnych postanowień przyjętych podczas szczytów NATO w walijskim Newport oraz w Warszawie. Powstanie tzw. szpicy NATO oraz batalionowych grup bojowych to namacalny dowód na transformację podejścia sojuszu do obrony państw flanki wschodniej. Zrewidowane zostały również dotychczasowe plany obrony Polski oraz państw bałtyckich. Jak się okazało, obrona Litwy, Łotwy i Estonii w określonych sytuacjach jest bardzo trudna, jeśli w ogóle możliwa, a przerzut wojsk sojuszniczych na terytorium Polski może zająć o wiele więcej czasu, niż do tej pory przewidywano. Niestety, dopiero dramat naszego sąsiada pomógł  naszym partnerom zrozumieć, że zagrożenia z kierunku wschodniego to nie przejaw rusofobii ze strony Polaków oraz Bałtów, a realne niebezpieczeństwo.

INTERESY PONAD WSPÓLNE WARTOŚCI

Wojna na Ukrainie przyczyniła się do zmian nie tylko w samej organizacji, jaką jest NATO. Niektóre państwa zrozumiały w końcu, że stary niedźwiedź nie zasnął na wieki, a agresja – najpierw wobec Gruzji, a następnie wobec Ukrainy – to efekt odradzającej się neoimperialnej polityki rosyjskiej. Warto w tym momencie przypomnieć o tym, jak wyglądała polityka i interesy prowadzone do 2014 roku względem Rosji przez naszych bardzo ważnych partnerów w Sojuszu Północnoatlantyckim oraz Unii Europejskiej – Niemcy i Francję.

Rozwój współpracy gospodarczej pomiędzy tymi krajami (tutaj najjaskrawszym przykładem jest budowa rosyjsko-niemieckiego gazociągu Nord Stream) swoim zasięgiem zaczął również obejmować kontrakty zbrojeniowe. Stanowiło to sytuację bez precedensu, ponieważ umożliwiało transfer nowoczesnych technologii z krajów będących członkami NATO do kraju, który w doktrynie wojennej określa Sojusz Północnoatlantycki swoim wrogiem. Najbardziej znanymi przykładami kooperacji tego typu był kontrakt na zakup przez Rosję dwóch nowoczesnych francuskich okrętów desantowych typu Mistral oraz umowa z niemieckim koncernem Rheinmetall na budowę centrum szkoleniowego wojsk lądowych sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej na poligonie w Mulino w pobliżu Niżnego Nowogrodu. Ostatecznie nie doszło do finalizacji żadnego z tych przedsięwzięć jedynie ze względu na zmianę sytuacji międzynarodowej spowodowaną konfliktem na Ukrainie. Niestety projekt gazociągu Nord Stream 2 w dalszym ciągu jest realizowany.

Francja i Niemcy wraz z Polską są członkami UE i NATO, wspólnie tworzą także Trójkąt Weimarski. Wartości i cele określane przez te organizacje niestety nie powstrzymały naszych sojuszników od podjęcia współpracy, która z punktu widzenia Polski była szkodliwa i mogła podnieść potencjał oraz zdolności rosyjskiej armii.

Prowadzi to do prostego wniosku, że wspólnota wartości wcale nie musi stanowić wystarczającego przeciwwskazania do współdziałania z państwem, które z naszej perspektywy może mieć wrogie zamiary.

JAK SIĘ OBRONIĆ?

Właśnie interesy oraz różnice w postrzeganiu niebezpieczeństw i ich źródeł stanowią według mojej oceny główne zagrożenie dla wiarygodności i jednomyślności państw sojuszu w sytuacji zagrożenia. Bez jedności i konsensusu trudno będzie oczekiwać szybkiej i zdecydowanej reakcji, a na tym właśnie najbardziej zależy państwom wschodniej flanki. Jest to także klucz do odpowiedzi na moje pytania z pierwszych akapitów tekstu. Polska zawsze będzie czuć się bezpieczniej i obdarzy swoich sojuszników większym zaufaniem, jeśli godzące w nią zagrożenia będą postrzegane w podobny sposób przez największe państwa NATO.

Mój sceptycyzm, mogący się wyłaniać z niniejszego artykułu, w żaden sposób nie wynika z niechęci do NATO lub zawierania sojuszy. Wręcz przeciwnie, uważam że nasze członkostwo w pakcie to jedna z najlepszych rzeczy, jaka mogła nam się przydarzyć po 1989 roku w dziedzinie bezpieczeństwa. Nie mam również na celu podważania wiarygodności paktu, musimy być jednak świadomi tego, że NATO nie jest ponadpaństwową organizacją międzynarodową, posiadająca własną armię gotową do użycia zawsze i wszędzie.

Sojusz to 29 suwerennych państw o różnym potencjale, posiadających własne interesy polityczne i gospodarcze, które w obliczu zagrożenia mogą zaważyć na podejmowanych przez nie decyzjach.

Pomimo wszystkich pozytywów, jakie niesie członkostwo Polski w NATO, nie możemy zapominać, że ani stan bezpieczeństwa, ani jedność wspólnoty euroatlantyckiej nie muszą trwać wiecznie. Dzisiaj, jeśli czujemy się pewnie pod parasolem ochronnym sojuszu, powinniśmy dołożyć wszelkich starań, aby rozwijać nasze zdolności obronne, zwłaszcza te, których nie posiadamy lub które posiadamy w ograniczonym zakresie. Dlaczego? Ponieważ bezpieczeństwo Polski w głównej mierze zależy tylko od nas, a sojusz, choćby nawet największy na świecie, nigdy nie da stuprocentowej pewności, że oczekiwana pomoc przyjdzie na czas.

Publikacja finansowana w ramach programu Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego pod nazwą „DIALOG” w latach 2017–2019.

O autorze

Rafał Zaniewski

Główny specjalista ds. obronnych w jednym z urzędów administracji publicznej. W przeszłości funkcjonariusz Służby Celnej. Absolwent studiów magisterskich na kierunku bezpieczeństwo narodowe oraz studiów licencjackich na kierunku politologia. Autor publikacji z zakresu bezpieczeństwa i obronności państwa.

Zobacz wszystkie artykuły autora