Nie ulegajmy powierzchownemu obrazowi kreowanemu przez media. Co prawda sekularyzacja postępuje, ale Polacy ciągle są bardziej prawicowi niż liberalni i nie przepadają za eksperymentami. Dla wielu kobiet z prowincji Strajk Kobiet był zbyt radykalny.
Zmiany postaw wśród Polaków zachodzą, jednak bardzo powoli. Polskie społeczeństwo po ponad trzech transformacyjnych dekadach cały czas, pomimo obserwowanych do kilku miesięcy zmian postaw w najmłodszych grupach wiekowych, przechylone jest w obszarze wartości w „prawą” stronę. Tu szczególnie wyróżniają się mężczyźni, którzy w pierwszej reakcji na „Strajk Kobiet” relatywnie częściej deklarowali – jak przekonują badacze ilościowi – prawicowe poglądy. Nie staliśmy się też, po wielu latach neoliberalnej hegemonii, gospodarczymi liberałami – Polacy wciąż na poziomie deklaracji preferują opiekuńczą i jak najbardziej aktywną rolę państwa.
Pandemia wiele zmieniła w krajobrazie społecznym, lecz paradoksalnie nie przyspieszyła gruntownie zmian w postawach i preferencjach większości z nas. Polacy jak na razie w większości trzymają się tego, co znane i oswojone – tęsknią przede wszystkim coraz bardziej do utraconej „normalności” i nie są na razie skłonni do eksperymentów oraz nie palą się żeby cokolwiek gruntownie w swoich przyzwyczajeniach i poglądach zmieniać.
Oczywiście wciąż jesteśmy bombardowani informacjami, że Polacy gwałtownie się zmieniają, a ich świadomość ulega daleko idącemu przeobrażeniu. Nawet pobieżna recepcja mediów może doprowadzić do chybionego wniosku, że Polacy zarówno z aglomeracji jak i małych miasteczek, niemal całe społeczeństwo od morza po Tatry, poparło jak jeden mąż „Strajk Kobiet”, a młodzież staje się z dnia na dzień coraz bardziej lewicowa.
Nic takiego nie ma jednak miejsca albo jest mocno przerysowane na potrzeby zarówno rynku jak i walki politycznej. Młodzi definiują dziś jako lewicowe różne, często bardzo skrajne i niemające nic wspólnego z lewicą poglądy i postawy – lewicową dla nich może być zarówno postawa „antyPiS”, niechęć do płacenia podatków jak i niezgoda na poddanie się pandemicznym obostrzeniom. Natomiast, co do „Strajku Kobiet” to okazuje się, że wystarczy zadać bardziej precyzyjnego pytanie, które uwzględnia element zaangażowania emocjonalnego, żeby okazało się nie wszyscy Polacy kibicowali protestującym przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego. Na pewno nie było wśród nich wielu zwolenników Prawa i Sprawiedliwości i Konfederacji. Ale i wśród wyborców Lewicy i Koalicji nie brak takich, którzy nie byli fanami formuły, jaką przyjął ostatecznie „Strajk Kobiet”. Z badań jakościowych jednoznacznie wynika, że w ocenie kobiet z prowincji i wyborczyń konserwatywnych jego styl był nazbyt radykalny i znacznie różnił się od swojego pierwowzoru, jakim był „Czarny Protest”.
Globalizacja skutkuje ucieczką w ekologię i lokalność
Podskórne – często rozłożone na całe dekady – zmiany w recepcji rzeczywistości i postawach zachodzą jednak stale. Sekularyzacja na przykład stała się już nad Wisła faktem, np. bardzo niskie oceny hierarchów, nienotowany dotychczas spadek liczby powołań. I wcale nie jest ona spowodowana tym, że Kościół radzi sobie z wyzwaniami współczesności jakoś zdecydowanie gorzej niż inne instytucje. Po prostu wyrosła mu silna konkurencji w postaci kolejnych trendów tworzonych a następnie napędzanych przez rynek, sezonowych mód i produktów, których rok w rok nieodmiennie pragniemy oraz w na stałe już obecnych w Polsce globalnych marek pozycjonujących się tak byśmy je postrzegali, jako łatwe do przyswojenia nośniki atrakcyjnej tożsamości, a niejednokrotnie jak i współczesne totemy oraz źródła sacrum („Poczucie zgodności z modą daje człowiekowi pewność siebie, jakiej nigdy nie była w stanie zapewnić mu religia”). Kto z nas nie przyzna, że zakup upragnionej marki lub najnowszej nowinki technologicznej nie angażuje go zdecydowanie bardziej niż to, co ma do powiedzenia, co niedziela miastu i światu papież Franciszek? Przy czym należy zaznaczyć, że procesy sekularyzacje nie są jakiś zupełnie nowym zjawiskiem, a można nawet uznać, że mają one jak najbardziej bardzo stary rodowód. My po prostu nie podlegaliśmy im tak mocno zarówno w czasach PRL jak w pierwszych latach po odzyskaniu niepodległości. Wraz z wstąpieniem do Unii nadrobiliśmy szybko to „zapóźnienie”. Odkryliśmy Europę i świat, a w nim atrakcyjne style życia, w których pierwiastek religijny jest mniej istotny, a niejednokrotnie nawet zbędny.
Jakie są skutki sekularyzacji? Jak czujemy się w świecie „pozornie uczłowieczonym”, w którym niepodzielnie królują marki i tworzone przez nie mody? Czy nie brakuje nam czegoś autentycznego? Czy nie frustruje nas, że na koniec dnia odnajdujemy w naszym wspólnie przeżywanym świecie wyłącznie jałowy ślad „naszych zabiegów technologicznych” i konsumpcji? Części z nas tak właśnie jawiąca się obecnie rzeczywistość „zaczyna zdawać się koszmarem”. Czy coraz bardziej modna postawa proekologiczna nie jest właśnie reakcją na świat bez rzeczywistego sensu i sacrum, którego niepodzielnym dysponentem chcą być obecnie wyłącznie wielkie, światowe koncerny? A czyż nie podobną postawą i reakcją na globalizację jest ucieczka w lokalność? Wieś, która jeszcze nie tak dawno kojarzyła się przeciętnemu polskiemu mieszczuchowi głównie z ciężka pracą, a raczej znojem zaczyna być powszechnie postrzegana, jako w pełni autentyzmu, idylliczna kraina, w której produkuje się zdrową, najlepsza w Europie żywność.
W reakcji na globalizację zaczynamy także po latach odnajdywać swoją lokalną tożsamość również w narodowych toposach – a dla wielu świadomość odnalezienie swojego miejsca w sztafecie pokoleń daje poczucie przynależności i dumy. Popularność historycznych grup rekonstrukcyjnych bierze się właśnie z chęci uczestniczenia w wyimaginowanym świecie ojców i dziadów, który jawi się jako zdecydowanie bardziej autentyczny lub po prostu bardziej ludzki.
Warto też prześledzić zmiany w stosunku Polaków do symboli narodowych. I jeśli nawet część z nas jest zdania, że nadmiernie oddawanie im czci jest niebezpieczną, pachnącą nacjonalizmem zabawą to już jednak pozytywny stosunek do lokalnych, krajowych produktów godzi w tej kwestii już wielu z nas. Polacy coraz częściej zwracają podczas zakupów uwagę na kraj pochodzenia produktów, a są i tacy, którzy chcieliby być w kwestii oznaczeń żywności w sklepach wielkopowierzchniowych zdecydowanie lepiej poinformowani niż obecnie.
Co na to partie polityczne?
Relatywnie najlepiej lęki, które rodzi globalizacja i procesy sekularyzacje rozpoznało Prawo i Sprawiedliwość. Pozwoliło „schronić” się znacznej części Polaków w narodowych toposach i wypowiedziało uprawianą przez lata „pedagogikę wstydu” za szeroko rozumianą polskość. Pozwoliło też dzięki programowi „Rodzina 500+” powrócić wielu Polakom do pełnienia tradycyjnych ról i w końcu czuć z tego nieskrywaną dumę.
Lewica z Platformą z afirmują natomiast głównie ogólnoświatowe trendy i podsycają ze zmiennym szczęściem sekularyzacje polskiego społeczeństwa. A w agendzie polityków tej formacji główny nacisk położony jest na walkę o niezbywalne prawa obywatelskie, wzmocnienie roli kobiety i jej autonomii oraz zabezpieczenie praw mniejszości. Mniej w niej natomiast zrozumienia dla roli tożsamości lokalnych oraz leków, jakie wywołuje globalizacja. Te ostatnie zdecydowanie lepiej obsługuje polska prawica. Tak zarysowany program polityczny i jego aplikacja niesie jednak ryzyko utraty autentyczności i autonomii. Sposób, w jaki Lewica i Platforma komunikują się z Polakami coraz bardziej przypomina styl globalnych marek, które przechwytują każdy nowy trend lub zawłaszczają każdą nową i autonomiczną energie społeczną. Np. ostatnia reklama Vanish, która podkreśla proekologiczne nastawienie tej marki, czy też reklama banku BNP Paribas, w której pojawiają się demonstracje i tęczowe flagi.
Szymon Hołownia z kolei to symbol bezpiecznej zmiany, który łączy różne wrażliwości i na pierwszy rzut oka odlegle poglądy. Zarówno sprawnie surfuje na fali światowych trendów (ekologia, świeckie państwo rozumiane, jako rozdział kościoła od państwa) jak i nie zapomina żaby zabezpiecza też swoją prawą flankę – i nie boi się mówić o dającej poczucie bezpieczeństwa wspólnocie (narodowej). Najlepiej ten swoisty eklektyzm widoczny jest w książce Szymona Hołowni „Fabryka jutra. Jak postanowiłem rzucić wszystko i uratować świat mojej córki”: „Wychodząc od narzekania, przenosiliśmy się na chwilę do innego świata, a którym władza jest służbą, Kościół i państwo są na swoich miejscach, nie kwitnie polityczny nepotyzm ani korupcja, majątek państwowy nie pasie partyjnych kas, lecz służy ludziom, do świata, w którym pięćdziesiąt tysięcy Polaków nie umiera co roku tylko dlatego, że oddychało polskim powietrzem, a troska o potrzebujących nie kłóci się z wytwarzaniem zysku przed przedsiębiorców. Odkurzyliśmy nasze dawno uznane za utopię marzenia. Widzieliśmy kraj, w którym dyskusja o aborcji nie kończy się wzajemnych okładaniem się po głowach, lecz pytaniem co możemy zrobić razem dla kobiet stających przed dramatycznymi wyborami – zanim dojdziemy do punktu, w którym nieuchronnie będziemy musieli się rozejść, mając skrajne rożną oceną obu możliwych ostatecznie do podjęcia w tym zakresie decyzji”.
Ciekawą postacią na polskiej scenie politycznej staje się Michał Kołodziejczak (prezes Ogólnopolskiego Związku Zawodowego AgroUnia). On z kolei odpowiada zupełnie inaczej na lęki globalizacyjne niż PiS. Nie jest już tylko „ludowym watażką” i symbolem radykalnej zmiany. Gra na nostalgii wielu Polaków do świata autentycznego, niezniszczonego przez cywilizacje, w którym produkuje się wysokiej jakości polską żywność. Potrafi też odwołać się do takich leków jak obawa przed zniszczeniem, a nawet zanikiem naturalnego krajobrazu, czy też gloryfikować ginące zawody. Jego stosunek do wielkich marek jest też zupełnie inny niż Lewicy i Platformy. Jego konsekwentna walka z wielkimi sieciami handlowymi o precyzyjne oznaczenie kraju pochodzenia produktów żywnościowych przynosi już mu pierwsze efekty. Zaczyna przekładać się na rosnącą świadomość marki, medialne zainteresowanie AgroUnią i jej odnotowane przez media wyniki sondażowe.