Motywacją Olafa Scholza jest pragnienie przejścia do historii jako mąż stanu. Jego działania i styl rządzenia są drogą do tego celu. Dotyczy to także podejścia do rosyjskiej wojny z Ukrainą; Scholz ma uratować Niemcy przed wojną i za wszelką cenę uniknąć rozprzestrzeniania się konfliktu.
Mimikra nas wyzwoli
Pierwszą część planu udało się Scholzowi spełnić. W 2021 roku został kanclerzem Republiki Federalnej Niemiec, choć nic na to nie wskazywało i nikt w to nie wierzył. Kluczem do sukcesu była mimikra – naśladownictwo poważanej w społeczeństwie niemieckim Angeli Merkel, której godnego następcy, nota bene z jakiekolwiek partii, szukało wielu wyborców. Co prawda, z jednej strony narzekano w Niemczech na zastój i politykę bezrefleksyjnej obrony status quo przez kolejne rządy Merkel, ale z drugiej, podobało się, że Scholz sugerował w kampanii kontynuację Merkelowskiego spokoju, stabilności i dobrobytu. Obserwując z bliska działania i styl chadeckiej polityk (także jako minister w jej dwóch gabinetach), Olaf Scholz przez lata świadomie przeistaczał się z hałaśliwego, zaangażowanego, a nawet rozemocjonowanego socjaldemokraty w spokojnego, mówiącego beznamiętnym i cichym, nieco mechanicznym głosem, zdystansowanego polityka. W kampanii wyborczej 2021 roku odwoływał się do tych samych, w istocie niezbyt oryginalnych haseł, co ona („Znacie mnie”) i używał nawet tych samych gestów (słynny romb utworzony z dłoni). I zadziałało! Scholz zdołał wyprowadzić socjaldemokrację z beznadziejnej sondażowej pozycji w jakiej była na początku kampanii wyborczej. Partii znajdującej się od niemal 20 lat w kryzysie dał zwycięstwo, a sobie zapewnił fotel kanclerza. Oczywiście pomogły mu w tym także błędy konkurentów i spójna kampania SPD, jednak kluczowe w zdobyciu kanclerstwa było prawidłowe odczytanie pragnień wyborców i obietnica bycia lepszą wersją Merkel.
Polityczna wańka wstańka
Nie bez znaczenia jest także zdolność Scholza do niezrażania się upadkami i umiejętność wyciągania wniosków z porażek; wytrwałość w dążeniu do celu to kolejna cecha jego stylu rządzenia. Pomaga mu z pewnością, momentami irytująca, wiara we własną nieomylność. Kanclerz lubi mieć rację i często daje do zrozumienia swoim interlokutorom, że ma nad nimi przewagę, czy to intelektualną, czy dotyczącą zgromadzonej wiedzy.
Karierą Scholza nie zachwiała ani przeszłość młodego, żarliwego marksisty, blisko współpracującego z enerdowską FDJ – młodzieżówką Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec – kiedy rozpisywał się o „walce z kompleksem industrialno-zbrojeniowym USA i agresywnym NATO” i o RFN jako „europejskiej twierdzy wielkiego kapitału”. Nie pogrążyły go też oskarżenia o przyzwolenie na zdemolowanie przez antyglobalistów Hamburga podczas szczytu G20 w 2017r., kiedy rządził tym miastem-landem. Nie zaszkodziły mu też ani przegrane wybory na przewodniczącego SPD w 2020 roku, ani łączenie go z różnymi aferami finansowymi.
Mediator z asem w ręku
Wszystkie te doświadczenia odbijają się na stylu jego kanclerstwa, ale największy wpływ na jego dotychczasowy przebieg mają oczywiście wydarzenia. To one rządzą polityką i paradoksalnie to one już stworzyły szansę obecnemu kanclerzowi Niemiec na przejście do historii jako mąż stanu. Na razie z tego nie skorzystał, także dlatego, że wyznaczył sobie początkowo inną drogę na karty podręczników. Obejmując władzę miał nadzieję na realizację aktywnej, ale spokojnej taktyki ulepszania niemieckiego modelu gospodarczego i politycznego oraz rozszerzanie wpływów w emancypującej się Europie, sięgającej po rolę globalnego gracza. Putin pokrzyżował te plany.
Olaf Scholz stoi na czele skomplikowanej koalicji rządowej, składającej się z partii o częściowo sprzecznych programach. W trakcie rozmów koalicyjnych socjaldemokratów, zielonych i liberałów dał się poznać jako skuteczny i dyskretny mediator. Przez pewien czas udawało mu się także wypełniać obietnicę zmiany sposobu rządzenia: bez nocnych posiedzeń, a za to z bardziej kolegialnym (niż za Merkel) podejściem do podejmowania decyzji. Niestety, na krótko. Dynamika wydarzeń, zwłaszcza kryzysów przychodzących z zewnątrz – popandemicznego, a potem energetycznego i bezpieczeństwa, związanych z napaścią Rosji na Ukrainę – wymusiły nie tylko przejście do działania w trybie awaryjnym, ale także szybką zmianę profilu Scholza. Z polityka specjalizującego się w sprawach wewnętrznych (finansowych czy społecznych), musiał przeistoczyć się w decydenta i fachowca ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Jednocześnie kanclerz nadal musi zmagać się z konsekwencjami zapóźnień i braku reform z ostatnich kilkunastu lat, czy to w sferze transformacji energetycznej, czy digitalizacji usług i przemysłu, czy wreszcie przestawienia kluczowych branż np. motoryzacyjnej, na cyfrowe i ekologiczne tory. Scholz musi godzić nie tylko sprzeczne postulaty liberałów (oszczędzamy i nie podnosimy podatków) i zielonych oraz socjaldemokratów (zadłużamy się, ale po to by inwestować), ale także rywalizować z popularniejszymi od siebie politykami z partii Zielonych, zarówno wicekanclerzem Robertem Habeckiem, jak i minister spraw zagranicznych Annaleną Baerbock. Wszystko to powoduje, że rząd Scholza ma słabe notowania (69% respondentów wyraża niezadowolenie z jego pracy), a kanclerz musiał już korzystać ze swoich specjalnych uprawnień do rozsądzania sporów między ministrami, co szczególnie głośno wybrzmiało przy decyzji o przedłużeniu działania elektrowni atomowych. Nic jednak nie różni go tak od współkoalicjantów, jak podejście do Rosji i do jej wojny z Ukrainą. Nic też tak dobrze nie pokazuje, jak bardzo Scholz chce być postrzegany jako obrońca kraju i opiekun niemieckich obywateli, a bardziej aktywne i asertywne podejście innych polityków postponuje jako niebezpieczne i niedojrzałe.
W zależności od tego, gdzie przyłożyć ucho, strategia kanclerza Scholza i jego najbliższego otoczenia w Urzędzie kanclerskim jest rozważna i nieromantyczna (według stronników) lub chwiejna i kunktatorska (według krytyków).
Rozwaga i spokój
W obecnej wojennej rzeczywistości Olaf Scholz wyznaczył sobie strategiczny cel w postaci ochrony własnych obywateli w kryzysie, niedopuszczenia do wybuchu wojny światowej, a zwłaszcza konfliktu nuklearnego, a w dłuższej perspektywie zaprowadzenia pokoju i stabilizacji w Europie. W całej Europie, tj. włącznie z Rosją. Niemiecka strategia prezentowana przez Scholza brzmi racjonalnie i pragmatycznie, a jej wypełnianie powoli następuje. Niemcy wspierają Ukrainę finansowo oraz humanitarnie (w RFN jest ponad milion ukraińskich uchodźców), a także, choć w sposób nie licujący z ich potęgą gospodarczą i znaczeniem jako eksporter broni – militarnie. W trybie awaryjnym i za ogromne pieniądze dokonują energetycznego zwrotu, uniezależniając się od rosyjskich węglowodorów. Zrezygnowali z Nord Stream 2 i wspierają budowę terminali LNG, sprowadzają także pływające gazoporty. Planują (też za ogromne pieniądze) wzmocnienie, a raczej odbudowę Bundeswehry i może nawet rozliczą się z dotychczasowej polityki wobec Rosji (w RFN trendy się zmieniają; teraz można zachwiać swoją karierą wyrażając publicznie zrozumienie dla Rosji, tak jak kiedyś podpadało się otwarcie ją krytykując). Te wymienione wyżej działania kanclerz nazwał nawet w swoim słynnym przemówieniu z 27 lutego br. „nową erą” (Zeitenwende). Nieco na wyrost, jeśli weźmiemy pod uwagę, że brak tu jakichkolwiek nowych idei, a są to jedynie ruchy pozwalające naprawić strategiczne błędy dotychczasowej niemieckiej polityki. Zwrot jest jednak widoczny i ważny.
Putin reformuje Niemcy
Dlaczego zatem pojawiają się zarzuty o kunktatorstwo i chwiejność, które pozwalają sądzić, że Olafowi Scholzowi nie uda się na razie osiągnąć wielkości na miarę męża stanu? Można oczywiście wyjaśniać to tym, że Niemcy w tej wojnie starają się być głównie na misji humanitarnej, dużo wydają na ten cel i wciąż głęboko wierzą w istnienie „lepszej wersji Rosji”, która szybko się ujawni. I że polityka kanclerza cierpi na niedostatecznej lub błędnej komunikacji. Ale można też postawić hipotezę, że Scholzowi szkodzi zbyt duży współudział Putina w kształtowaniu niemieckiej polityki. Nikt inny bowiem, tak skutecznie jak Putin, nie motywuje niemieckiego kanclerza do coraz aktywniejszych i mocniejszych działań. Takiej mocy nie mieli ani rządzący z Scholzem zieloni czy liberałowie, ani opozycyjni chadecy, ani też sojusznicy z Europy Środkowej i wschodniej flanki, ani nawet Stany Zjednoczone. To Putin wymusił na kanclerzu rezygnację z gazociągu Nord Stream 2. Nie uczynili tego ani Amerykanie ani Polacy ani politycy Zielonych przekonujący od dawna, że nie jest to projekt biznesowy, jak twierdził niemiecki kanclerz nawet kilka tygodni przed wojną. I to dopiero Putin udowodnił kanclerzowi, że rację mieli ci, którzy twierdzili, że to projekt geopolityczny, osłabiający strategicznie Ukrainę. W rezultacie to prezydent Rosji dał ostateczny sygnał do zmian niemieckiej polityki energetycznej, nawet do debaty nad konsekwencjami rezygnacji z energetyki atomowej. To Putin przekonał Niemców o sensowności wydawania minimum 2% PKB na obronność, choć naciski sojuszników na to trwały od dawna. To coraz bardziej makabryczne działania Putina wymusiły zgodę na przekazywanie broni Ukrainie. I wreszcie, to Putin pokazał Niemcom m.in. w Buczy na czym polega idea ruskiego miru i wielkości kultury rosyjskiej. Wyliczanka, co udało się Putinowi (a innym nie), aby przekonać Urząd kanclerski i jego głównego lokatora do zmiany polityki jest niezakończona. Nadal trzeba liczyć na Putina, by z jego wsparciem koalicjanci z zielonych i liberałów oraz współtowarzysze z SPD, a także sojusznicy przekonywali kanclerza, że z Rosją wcale nie trzeba się będzie „jakoś ułożyć”. I że celem strategicznym jest pokonać Rosję, a ewentualna klęska militarna Ukrainy oznacza eskalację konfliktu. Kanclerz jest w trudnej sytuacji. Chciałby żeby Ukraina wygrała, a Rosja nie przegrała (z kretesem).
Szansa na nowe przywództwo
Rządy Olafa Scholza dopiero się jednak zaczęły i nadal może się on stać jednym z tych, którzy dokonają wielkich rzeczy (poza pokonaniem Rosji) na naszym kontynencie. I nie chodzi o przejęcie przywódczej roli przez RFN, i to także w sprawach militarnych, co postulują niemieccy socjaldemokraci. Ani o przekształcenie UE w federację. Chodzi o odejście Europy od zależności od dyktatur (Chiny czekają w kolejce) i zmierzenie się z wyzwaniem zmiany modelu gospodarczego i społecznego, który będzie z tym związany. Powodzenie lub porażka tej koncepcji zdecyduje, czy i jak kanclerz uratuje Niemcy i Niemców i wpłynie na losy Europy.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
pochodzących z Funduszu Promocji Kultury