Zielona, ​​przyjazna klimatowi polityka nie jest popularnym tematem w Czechach, ale jest obecna w debacie publicznej. Zmiany klimatyczne i związane z nimi problemy nie należą do tematów, którymi czescy politycy i czeska opinia publiczna żyli by się na co dzień i na temat których można łatwo zdobywać polityczne punkty. Niegdyś rządząca Partia Zielonych żyje na politycznej krawędzi, ale nadal, głównie pod naciskiem zagranicznego biznesu i wspólnej polityki europejskiej, stopniowo propaguje się bardziej ekologiczne spojrzenie na energię. Polityka i stosunki z Rosją odgrywają w tym główną rolę.

W 2019 roku Czechy wyprodukowały 57,01% energii z paliw kopalnych, 39,09% z atomu i 3,9% ze źródeł odnawialnych. Kraj zmniejszył swoje emisje CO2 o 35,2% w latach 1990-2018, a gdyby dalej je zmniejszał w tym samym tempie, do 2030 roku byłyby one o 45% mniejsze niż w 1990 roku. Zdaniem dziennika Hospodářské Noviny osiągnięcie 55-procentowego limitu redukcji, zgodnego z ustaleniami krajów członkowskich Unii Europejskiej, nie byłoby w ogóle problemem, gdyby państwo się na to zdecydowało. Dziennik cutuje ostatnie dane Izby Odnawialnych Źródeł Energii, zgodnie z którymi byłoby to możliwe, gdyby gospodarka bardziej skupiała się na pozyskiwaniu energii z wiatru lub słońca oraz na remontach budynków. Ale to nie jest najważniejszy priorytet żadnej z głównych sił politycznych.

Najbardziej widoczna politycznie jest energia jądrowa. Większość polityków i opinii publicznej uważa energię jądrową za ekologiczną, a przynajmniej neutralną dla klimatu. Według badania IBRS z grudnia 2020 r. 61 procent populacji popiera energię jądrową. Obecnie na czeskiej scenie politycznej toczy się dramatyczna, w większości zakulisowa walka o to, kto zbuduje nowy blok elektrowni atomowej Dukovany, starszej z dwóch czeskich elektrowni atomowych. Zdaniem większości jest to konieczne, aby Czechy były w przyszłości samowystarczalne, gdyż rośnie potrzeba wyłączania elektrowni węglowych i innych zanieczyszczonych źródeł oraz rosną ceny uprawnień do emisji.

Spór ma w zasadzie charakter polityczny: czy nowy blok zostanie zbudowany przez Rosję lub Chiny, czy też przez jednego z zachodnich dostawców, takich jak firmy z USA, Korei Południowej czy Francji. Budowa elektrowni atomowej to połączenie z krajem, w którym znajduje się wykonawca budowy, na dziesięciolecia. Środowiska dbające o politykę bezpieczeństwa naciskają na wykluczenie głównie rosyjskiego dostawcy – Rosatomu, który jednak ostro lobbuje na rzecz swoich interesów, m.in. z pomocą prezydenta Miloša Zemana i jego doradców. Ostatnie wydarzenia sugerują, że decyzja w sprawie dostawcy może zostać przesunięta na czas po wyborach parlamentarnych, zaplanowanych na jesień 2021 r.

Presja na tę decyzję jednak rośnie ze względu na decyzję tzw. komisji węglowej, organu eksperckiego rządu, z początku grudnia, według której spalanie węgla w Czechach powinno zakończyć się do 2038 r., czyli tego samego dnia co w Niemczech. Ekolodzy ostrzegają, że to zdecydowanie za późno, a firmy węglowe przekonują, że jest to zdecydowanie za szybko. Jedyna państwowa spółka wydobywająca węgiel kamienny, OKD, już radykalnie wygasza górnictwo, prywatne firmy wydobywające węgiel brunatny robią to samo, choć w wolniejszym tempie. Elektrownie opalane węglem są stopniowo wyłączane, ale w Czechach pracują głównie na węglu brunatnym. Ceny uprawnień do emisji wzrosły na tyle, że czeskim elektrowniom często w ogóle nie opłaca się produkować energii elektrycznej z węgla.

Na ostatnim szczycie UE czeski premier Andrej Babiš poparł zatwierdzenie gazu jako przejściowego źródła energii między „brudnym“ węglem a przyszłymi czystymi źródłami odnawialnymi. W ciągu ostatnich dziesięciu lat zrealizowano jednak tylko jeden z wielu projektów elektrowni gazowych – ten wybudowany w Počeradach przez współposiadaną przez państwo spółkę ČEZ. Inne projekty czekają w kolejce. Premier Babiš poparł 55-procentową redukcję emisji przez całą UE do 2030 roku także dlatego, że niektóre inne państwa członkowskie zmniejszą ją w szybszym i głębszym tempie, co pozwoli Czechom realizować swoją redukcję w dotychczasowym, znacznie wolniejszym tempie.

Odnawialne źródła energii nie są popularnym tematem wśród opinii publicznej po tym, jak piętnaście lat temu politycy uchwalili ustawę gwarantującą ogromne dotacje dla operatorów. Potem nastąpił wielki boom w panelach słonecznych, nawet w nieuzasadnionych miejscach, co kosztowało skarb państwa ogromne pieniądze. W reakcji na nadużycia nastąpiła zmiana prawa, która zmieniła zasady przyznawania dotacji, jednak mleko już się rozlało: opinia publiczna przestała ufać energii słonecznej i ogólnie odnawialnym źródłom energii, ponieważ widzi w nich i w związanych z nimi dotacjach głównie źródło korupcji i drążenia finansów państwa.

O kryzysie klimatycznym nie zapomina  się jednak wśród najmłodszego pokolenia wyborców. To oni bowiem stoją za wzrostem poparcia dla Partii Piratów, będącą, według aktualnych sondaży, jest najsilniejszą partią opozycyjną. Jeśli uda im się utworzyć koalicję wyborczą z liberalną partią STAN, będą mieli realną szansę na wygranie wyborów i utworzenie nowego rządu po przyszłorocznych wyborach. Ponieważ Piraci promują zrównoważony miks energetyczny, wspierają nowoczesne technologie, odrzucają gwarantowaną przez państwo cenę zakupu energii elektrycznej i sprzeciwiają się udziałowi rosyjskich i chińskich firm w budowie nowego bloku w elektrowni atomowej Dukovany, czeska polityka klimatyczno-energetyczna może zmienić i przyspieszyć koniec paliw kopalnych.

O autorze

Martin Ehl

Politolog, dziennikarz z wieloletnim stażem w mediach czeskich, od roku 2006 szef działu zagranicznego dziennika ekonomicznego Hospodarske noviny, zajmuje się głównie Europa Środkową i bezpieczeństwem. Twórca kolumny środkowoeuropejskiej dla internetowego magazynu Transitions Online (www.tol.org). Autor książek o globalizacji i o Europie Środkowej, nagrodzony 2011 w Austrii nagroda Writing for Central Europe.

Zobacz wszystkie artykuły autora