W 2008 roku wszyscy sądzili, że Barack Obama połączy podzielonych wówczas Demokratów. Dzieliły ich kwestie zasadnicze z punktu widzenia zarządzania państwem – podejście do wojny w Iraku, opieki zdrowotnej czy nielegalnej imigracji. Działania, które ostatecznie podjął, wielu jego wyborców oceniło potem krytycznie, zarzucając mu m.in. nie dość liberalne podejście.

Stany Zjednoczone stoją przed wyzwaniami związanymi ze zmianami klimatycznymi, walką z Covid i jego konsekwencjami, wojną handlowa z Chinami oraz ochroną demokracji na arenie międzynarodowej. Wymagają szeregu reform, również społecznych.

Czy uda się połączyć Amerykanów po wyborach, w których ponad 70 mln głosów oddano na Donalda Trumpa?

Jako konieczne dla prawidłowego funkcjonowania państwa, obywatele amerykańscy wymieniają kwestie, stanowiące treść dekretów już podpisanych przez Joe Bidena – walkę z negatywnymi skutkami pandemii Covid i siedmioprocentowym bezrobociem.

Zdaniem dużej części Amerykanów, poprzednicy Bidena nie uregulowali należycie polityki imigracyjnej, kluczowej nie tylko z punktu widzenia mieszkańców stanów południowych USA, ale również wskazywanej, jako priorytet przez głowy państw ościennych, m.in. Andresa Manuela Lopeza Obradora, prezydenta Meksyku. Biden w swoim memorandum wstrzymał już program relokacji do kraju pochodzenia obywateli państw Ameryki Środkowej. Deklarował również przekazanie 4 mld dolarów na niezbędną pomoc w walce ze skutkami zeszłorocznych huraganów, tak by powstrzymać emigrację z Hondurasu. Mur między Stanami, a Meksykiem nie będzie już budowany. Prezydent zapowiedział zwiększenie górnego limitu przyjmowanych przez USA uchodźców i migrantów do 125 tysięcy osób rocznie, podczas gdy Trump obniżył go do 15 tysięcy. Czy właśnie tego oczekują wyborcy i czy ograniczy to nielegalną imigrację oraz tzw. karawany migrantów, zmierzające z Hondurasu do Stanów Zjednoczonych? W ocenie The New York Times to pierwszy test, jakiemu poddany zostanie Joe Biden.

Obok polityki imigracyjnej, szeroko dyskutowanym, zwłaszcza przez młodych wyborców, wyzwaniem jest reforma klimatyczna i zmiana polityki ds. mniejszości etnicznych. Joe Biden podjął już pierwsze kroki, cofając decyzję Donalda Trumpa o udzieleniu zgody na eksplorację i dokonywanie odwiertów w parku narodowym na terenie Alaski, zabezpieczając tym samym interesy jej ludności rdzennej – Inuitów, co potwierdza Native Movement. Całkowitą zmianą dotychczasowej polityki klimatycznej Stanów Zjednoczonych jest po- wrót USA do pakietu klimatycznego z Paryża, dekretem, podpisanym przez Joe Bidena w dniu zaprzysiężenia. Nowy prezydent powołał bezprecedensowe ciało – zespół ds. klimatu. Zaproponował, że do 2050 roku gospodarka Stanów Zjednoczonych stanie się neutralna klimatycznie, by tego dokonać planowane jest przeznaczenie 2 mld dolarów na rozbudowę tzw. „zielonej infrastruktury”. Dla Andrei McGimsey z Environment America to jednak plan minimum, a Business Insider wskazuje, iż tego typu decyzje mogą być podyktowane dostrzeżeniem przez doradców Bidena szans dla USA w wyścigu technologiczno-klimatycznym. Zwolennicy tych działań uważają, że brak radykalnych działań w walce o ochronę klimatu oznaczał będzie zacofanie cywilizacyjne. To nie koniec zmian – Biden wycofuje się z decyzji Trumpa o wystąpieniu USA ze Światowej Organizacji Zdrowia, choć oczekuje zmian w jej funkcjonowaniu. Deklaruje też chęć pomocy państwom objętym kryzysem szczepionkowym.

Nie była to jedyna deklaracja prezydenta USA dotycząca organizacji międzynarodowych. Podczas Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium akcentował powrót do istoty NATO, wzmocnienie sojuszu i jego gwarancji. Zaznaczył, że Waszyngton jest zdeterminowany, by konsultować się z innymi państwami i znów zasłużyć na pozycję zaufanego lidera broniącego demokratycznego postępu. Podkreślał twarde stanowisko wobec Rosji i Chin, systemów autokratycznych wspierających korupcję i zagrażających państwom Zachodu.

Zdaniem Joe Bidena to Chiny, wraz ze swoimi wielkimi ambicjami gospodarczymi, stanowią powszechne zagrożenie. Taką ocenę wygłaszali też w Senacie wówczas jeszcze kandydaci na stanowisko sekretarza stanu Anthony Blinken i dyrektor wywiadu narodowego – Avril Haines. Podobny kierunek wskazywał już Trump, jednak jego metody w wojnie handlowej nie przyniosły większych skutków i pozostawiły Stany z takim samym deficytem handlowym z Chinami, jaki miał miejsce pod koniec urzędowania Baracka Obamy. Spowodowało to stagnację amerykańskiego eksportu do Chin. Dodatkowe cła, nałożone przez Trumpa ugodziły najmocniej amerykańskich importerów i konsumentów.

W kontekście podejścia do Chin, warto przyjrzeć się sylwetce powołanego już sekretarza stanu – Anthonego Blinkena, który w jednym ze swoich przemówień, uprzedził Państwo Środka, iż użycie siły na Tajwanie byłoby poważnym błędem. Zgodził się również ze słowami swojego poprzednika – Mike’a Pompeo, określając czyny Chińczyków w zachodnim regionie Sinciang – aktami ludobójstwa na ludności Ujgurach. Blinken przedstawił Senatowi rozwiązanie, w którym, idąc za przykładem Wielkiej Brytanii, wprowadzono by zakaz importu produktów wytworzonych w obozach pracy dedykowanych ludności Ujgurami.

Z perspektywy polskiej, największe zagrożenie upatrujemy w działalności Rosji. Administracji Baracka Obamy zarzucaliśmy niewystarczające zwrócenie uwagi na sprawę zabezpieczenia wschodniej granicy UE. Podczas piastowania funkcji przez Donalda Trumpa, podjęto szereg decyzji na rzecz Polaków. Jerzy Haszczyński zauważa, że najprawdopodobniej nie zostaną one zniesione. Nic nie sugeruje, by miał zostać zmniejszony kontyngent wojsk amerykańskich, stacjonujących w Polsce, zważywszy, że Waszyngton wstrzymał wykonanie decyzji Trumpa o zredukowaniu liczby żołnierzy, wysłanych do Niemiec, (do momentu aż nowy sekretarz obrony USA dokona analizy globalnego stanu sił zbrojnych Ameryki). Kwestia stosunków z Rosją wreszcie staje się tematem międzynarodowej dyskusji pełnej obaw. Administracja prezydenta USA zapowiada koniec obojętności na sprawę Ukrainy i Białorusi, ignorowanych za prezydentury Obamy i Trumpa. Po aresztowaniu Nawalnego, Joe Biden wezwał do uwolnienia go i ogłosił, iż nie pozwoli Kremlowi na bezprawne działania. Doradca prezydenta – Jake Sullivan w swojej reakcji apelował o uwolnienie opozycjonisty i ukaranie sprawców jego otrucia. O takiej odpowiedzi nie było mowy w sierpniu, gdy doszło do zamachu, a urząd piastował Donald Trump. W sprawie Nord Stream 2 Reuters donosi, iż firmy współpracujące przy budowie rurociągu są rozważane, jako kolejne, mające zostać wciągnięte na listę podmiotów sankcjonowanych.

Czy sprzeciw Trumpa wobec budowy zostanie przez Bidena podtrzymany? Prawdopodobnie tak, ponieważ jest to dobry instrument wywierania presji. Demokraci będą znacznie bardziej surowi wobec Kremla niż Donald Trump, co zaznacza dr Agnieszka Bryc z UMK w rozmowie z Dariuszem Rosiakiem. Gdy powstaje ten tekst, podczas Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium, Joe Biden wypowiada słowa: (przyp. o sojuszu północnoatlantyckim) Atak na jednego z nas, jest atakiem przeciwko wszystkim. To pierwszy od dawna tak dosłowny przekaz, płynący z ust jednego z prezydentów USA.

4 lutego Joe Biden w swojej pierwszej prezydenckiej przemowie, dotyczącej polityki zagranicznej podkreślił m.in., że pobłażliwość względem poczynań Putina się skończyła, a wskazując na Bliski Wschód, zaznaczył, iż wojna w Jemenie musi się skończyć. Tym samym zapewniając, że wszelkie wsparcie dostarczane przez Amerykanów Arabii Saudyjskiej, obejmujące m.in. transport broni, ustanie. Stanowi to odejście od polityki, której zainicjowanie przypisuje się Obamie, kontynuowanej przez administrację Trumpa.

Biden podczas kampanii wyborczej podkreślał, że zrobi wszystko, by świat demokratyczny został wzmocniony w swojej walce z reżimami autorytarnymi. Przypomnijmy jednak, że kiedy w 2008 fotel prezydenta obejmował Barack Obama, wróżono wówczas rychłe zakończenie konfliktów zbrojnych i misji stabilizacyjnych, w których brały udział Stany Zjednoczone; poprawę życia obywateli, mniejszości i imigrantów. Dopiero realne działania wobec Rosji, Bliskiego Wschodu, państw członkowskich Unii Europejskiej, w tym Polski i konkurentów biznesowych zbliżą nas do odpowiedzi na pytanie, czy Stany Zjednoczone umocnią pozycję światowego przywódcy, czy będą dalej się osłabiać.

O autorze

Nina Kalke

Absolwentka 5. edycji Szkoły Przywództwa, prawnik, LL. M. prawa amerykańskiego. Specjalistka zagadnień compliance na rynkach kapitałowych i IT. Z zamiłowania działacz na rzecz szerzenia powszechnej świadomości prawnej. Autorka raportów komparatystycznych z dziedziny CSR i praw człowieka dla międzynarodowych kancelarii prawnych.

Zobacz wszystkie artykuły autora