Nowa normalność?

W 2021 rok Polacy wkroczyli umęczeni a nawet zagniewani, ale pełni nadziei, że opracowana w rekordowym tempie szczepionka na COVID-19 pozwoli im na relatywnie szybki powrót do normalności.

Zdecydowana większość nie chce jednak jeszcze przyjąć do wiadomości, że łatwego powrotu do czasu przed pandemii nie będzie. Bo nawet jeśli wygramy z wirusem to i tak przez długie lata żyć będziemy w jego cieniu. Obawa, że obecna sytuacja to tylko preludium przed kolejnymi zagrożeniami, które czekają ludzkość sprawi, że wcześniej czy później wszyscy dojdziemy do następującego przekonania: wiele się musi zmienić, żeby w końcu było normalnie. Lecz będzie to już zupełnie inna normalność. Przykładem dobrze ilustrującym konieczność zmian, które nas czekają jest ochrona zdrowia, która przez ostatnie trzy dekady była traktowana w Polsce po macoszemu. Dziś coraz bardziej zdajemy sobie sprawę, że jest to istotny dział gospodarki, a nawet więcej – od jej kondycji zależy los innych jej segmentów. Kolejna ważny obszar to zliberalizowany po kryzysie 2008 rynek pracy – czy pogodziliśmy się już, że podczas kryzysu to państwo, a nie przedsiębiorcy biorą pełną odpowiedzialność za ochronę pracobiorców? A co z jakością takich instytucji i usług publicznych jak nauka i wychowanie dzieci i młodzieży? Pandemia uwidoczniła jak bardzo są one niezbędne dla rynku – żeby rodzice mogli poświęcać się pracy zawodowej muszą być one być dobrze zorganizowane, a ich pracownicy dobrze opłacani.

Odpowiedz na te pytania oraz pilna konieczność podjęcia – głównie przez polityków, ale też nas wszystkich – nowych wyzwań, które doprowadzą nas do „nowej normalności” to jednak kwestia przyszłości. Obecnie wśród Polaków dominuje pragnienie powrotu do tego co było. Ma to istotny wpływ na scenę polityczną. Polacy jak na razie nie palą się, żeby gruntownie zmieniać cokolwiek w swoich preferencjach i sympatiach politycznych. Jednak ta ich potrzeba trzymania się tego co znane i oswojone w niepewnych czasach to tylko jeden z czynników, które sprawia, że kryzys epidemiologiczno-gospodarczy nie napędza publiki partiom opozycyjnym.

Prawo i Sprawiedliwość się trzyma

Powodów swoistego konserwatyzmu i niechęci do zmian w preferencjach wyborczych jest jednak znacznie więcej. Najważniejsza z nich to podszyta lękiem potrzeba trzymania się tych, którzy mają zasoby zapewniające poczucie jako takiego bezpieczeństwa. W polityce mało jest pewników, ale jednym z nich jest skupianie się wyborców podczas kryzysów wokół tych, którzy mają siłę i niezbędne środki, żeby w chwili zagrożenia przynajmniej markować, że są w stanie adekwatnie i sprawnie zareagować na zagrożenie. Tak jest obecnie, lecz tak działo się również podczas kryzysu finansowego w 2008. Wówczas rządząca Platforma Obywatelska nie tylko nie straciła w sondażach, ale i umocniła swoją przewagę nad konkurencją.

Kolejnym czynnikiem służącym względnej stabilności sceny politycznej jest też brak alternatywy dla partii rządzącej. Z ogólnodostępnych badań wynika, że wyborcy nie dostrzegają w partiach opozycyjnych potencjału do przejęcia władzy (Ipsos dla OKO.press, Listopad 2020). Jest to istotny czynnik spowalniający jakiekolwiek przemiany – żeby rozstać się z preferowaną marką nie wystarczy uświadomienie sobie jej słabości lub nawet wypowiedziana na głos krytyka, musi jeszcze istnieć atrakcyjna, w miarę dostępna alternatywa. Tej jak na razie nie ma – wobec tego strata lub obawa przed stratą jest wśród wyborców uczuciem silniejszym niż radość z przyszłego, acz niepewnego zysku. A wyborcy Prawa i Sprawiedliwości mają co tracić – dzięki programowi „Rodzina 500+” mogą po latach ponownie afirmować tradycyjne wzory kultury, która pozwalają im uchodzić za dumnych z siebie rodziców.

Niebagatelne znaczenie spowalniający przemiany na polskiej scenie politycznej ma również wciąż znaczący potencjał mobilizujący partii rządzącej, która jak pokazały ostatnie wybory prezydenckie potrafi relatywnie szybko i skutecznie uaktywnić zarówno obecnych, jak nowych wyborców poprzez odwołanie się do ich leków i resentymentów, które swoje źródło mają jeszcze w latach 90 – tych XX wieku („Wraz z Trzaskowskim wróci bieda”). Lęk związany z latami 90 – tymi jest łatwy do uruchomienia, a poczucie opuszczenia, pozostawienia samemu sobie jest cały czas obecne wśród wielu wyborców. Jak zwracają uwagę badacze tego okresu „potoczna pamięć o transformacji różni się od pamięci elit. Młodzi oglądali jak ojcowie tracili pracę, jak nie mogli sprostać roli ojca – i to nie tylko bezrobotni, ale i ci którzy rzucili się w wir biznesów”.

Istotnym czynnikiem spowalniającym zmiany jest też pragnienie spójności i konsekwencji. Wyborcy Prawa i Sprawiedliwości unikają informacji, które przeczyły by ich wizji rzeczywistości. Robią wiele by unikać dysonansu poznawczego, nawet największe „wpadki” ich formacji są przez nich ignorowane – „ludzie starają się unikać dysonansu poznawczego (…) kiedy przejawiają wielkie osobiste zaangażowanie w konkretną definicję rzeczywistości, tak jak silne i głębokie poglądy religijne lub polityczne czy też przekonania, które wiążą się bezpośrednio z ich stylem życia (…) zadadzą sobie wiele trudu, żeby stworzyć mechanizmy obronne, zarówno behawioralne, jak i poznawcze”.

I najważniejsza rzecz – zmienia się otoczenie Polski, a wraz z nią aspiruję Polaków. Z Tuska Polacy w dominującej większości patrzyli jeszcze na Zachód niemal bezkrytycznie i jak najszybciej chcieli się stać pełnokrwistymi Europejczykami. Od tego czasu wiele się jednak zmieniło – państwa europejskie okazały się mało odporne na kolejne kryzysy, a z tym pandemicznym niektóre radzą sobie gorzej niż Polska. Niebagatelne znaczenie ma też zmęczenie koniecznością bezrefleksyjnego naśladowania Zachodu. Jak piszą o tym Iwan Krastew i Stephen Holmes w książce „Światło, które zgasło. Jak Zachód zawiódł swoich wyznawców” – mieszkańcy dawnych demoludów nie chcą już uchodzić za ubogich krewnych i wiecznych uczniów trudnej szkoły demokracji. Coraz częściej ich elity pragną zademonstrować – a to przekłada się na samoświadomość mieszkańców Europy Środkowej i Wschodniej – że mają mocniejszy mandat do zwania się prawdziwymi Europejczykami. Bardzo dobrze aspiracje te oddaje wypowiedź Viktora Orbana, które padły pod adresem zachodnich elit podczas jego ostatniej wizyty w Warszawie: „prawdziwym powodem sporu o praworządność jest to, że niektórzy nie rozumieją, czym jest praworządność. A to bierze się z tego, że nigdy nie walczyli o tę praworządność, zawsze ją mieli, nigdy nie walczyli o demokrację, o ten standard życia. Oni to odziedziczyli”.

Zmiana?

Czy Polska scena polityczna zmieni się w takim razie kiedykolwiek? Odpowiedź brzmi oczywiście twierdząco – pytaniem pozostaje, kto uruchomi nowy trend i przemodeluje scenę polityczną? W przeszłości były to zawsze ruchy i tak zwane „partie zmiany”, które pozwoliły wyborcom „przepływać” do konkurencji bez narażania się na dysonans poznawczy. Na przykład w 2015 podczas wyborów prezydenckich roku taką „przelotką” był Paweł Kukiz. To do niego zwracali się rozczarowani wyborcy Platformy Obywatelskiej i jej kandydata na prezydenta. Stawiając na Pawła Kukiza oddalali się od Platformy i w drugiej turze wyborów ciężko było im, już bez wysokich kosztów psychologicznych, zagłosować na Bronisława Komorowskiego.

Kto odegra rolę Pawła Kukiza w wyborach parlamentarnych w 2023 roku i pozwoli „odkleić” się wyborom Prawa i Sprawiedliwości? Zarówno Platforma Obywatelska jak i parlamentarna Lewica odpada – po „Strajku Kobiet” przesunęły się wizerunkowo na pozycje skrajne lewicowe. Duży potencjał do przejęcia wyborców Prawa i Sprawiedliwości miało też Polskie Stronnictwo Ludowe. Gra jednak bardzo niekonsekwentnie i wciąż jest zbyt blisko Platformy, co sprawia, że nie potrafi utrzymać wizerunku partii środka, która mogłaby się jawić wyborcom PiS jako czytelna alternatywa.

Szymon Hołownia

Szymon Hołownia? Wydaje się największym zagrożeniem dla Prawa i Sprawiedliwości niż jakikolwiek inna propozycja na opozycji. Potrafi dobrze odczytywać nastroje społeczne (co pokazał podczas pierwszych miesięcy pandemii stając się swoistym teleewangelista), a na poziomie wizerunkowym posiada bardzo atrakcyjny projekt: jego marka ma charakter „parasolowy”. W jej ramach mogą odnaleźć się zarówno konserwatywni jak i centro-lewicowi wyborcy o różnych wrażliwościach (case: „Tygodnik Powszechny”). I o ile na ogólnym poziomie wszystkich elektoratów wszystko się zgadza i potwierdza jego potencjał, to analiza poszczególnych elektoratów uświadamia, że jego projekt posiada „szklany sufit” – szczególnie impregnowani są na niego wyborcy Prawa i Sprawiedliwości. Szymon Hołownia jak wynika z pomiaru IBRIS przeprowadzonego w grudniu 2020 roku jawi się ogółowi wyborców jako postać medialna (86,6%), który intryguje i budzi zaciekawienie (66,3%) Postrzegany jest też jako nośnik nowych (74,8%), nowoczesnych (71,9%) i rozwojowych (65,6%) osadzonych w tradycji treści (60,8%), który jest uczciwy (60,4%), pracowity (71,9%) oraz – choć w mniejszym stopniu – kompetentny (53,7%). Ceniona jest też jego charyzma – 62,4% Polaków twierdzi, że jest zdecydowany. Ten pozytywny obraz nie uwzględnia jednak jego ograniczeń. Szymon Hołownia cieszy się zdecydowanie większym zainteresowaniem i bardziej jest ceniony wśród wyborców opozycji niż wśród głosujących na Prawo i Sprawiedliwość. Według nich jest on co prawda urodzonym showmanem (83%), nową gwiazda i propozycja polityczna (48%), która budzi zaciekawienie (42%), lecz na poziomie cech, które mogłyby charakteryzować charyzmatycznego lidera wypada znacznie gorzej: zdecydowanie (33%), pracowitość (35%). Nie jest też w ocenie wyborców prawicy osadzony zbyt mocno w tradycji – z tą wartością łączy go 21 proc. wyborców Prawa i Sprawiedliwości. Gorzej też w tym elektoracie wypada na wymiarach: dynamizm (32%), rozwój (26%) oraz kompetencja (32%) i profesjonalizm (24%).

Wizerunek ten zmienia się i będzie zapewne nadal ewoluował. Szymon Hołownia stopniowo przełamuje wizerunek polityka niedojrzałego i pozbawionego doświadczenia. Choć i na tych wymiarach wśród wyborców Prawa i Sprawiedliwości wypada znacznie gorzej – dojrzałość (28%), doświadczenie (13%).

AgroUnia i Michał Kołodziejczak

Wschodzącą gwiazda sceny politycznej, która relatywnie lepiej niż inni niż obsługuje leki, gniew, ale i aspiracje znacznej części Polaków jest Michał Kołodziejczak. Jego ludowa AgroUnia przebiła się mocno do świadomości zbiorowej – zna ją już ponad połowa Polaków (52,7%), a opisać jej profil potrafi już ponad jedna trzecia spośród nich (IBRiS, styczeń 2021). Postrzegana jest jako podmiot, który wzbudza zaciekawienie (53,2%) i kojarzy się z wyrazistością (57%) oraz zmianą (46%).

Tagi:

O autorze

Tomasz Karoń

Strateg polityczny, badacz rynku. Pracował dla SLD (Lewica i Demokraci) w 2007 r., Platformy oraz PiS w latach 2007–15. Przygotował założenia strategii Nowoczesnej przed wyborami w 2015 r., kampanię Katarzyny Lubnauer w wyborach na szefa partii. Przeprowadzał badania dla PSL oraz współtworzył koncept „Trzy Pokolenia Lewicy” dla komitetu wyborczego SLD (Lewica) w kampanii parlamentarnej w 2019 roku. Od 1996 pracował też dla wielu marek komercyjnych.

Zobacz wszystkie artykuły autora