Koronowirus atakuje nie tylko nasze płuca ale też niszczy zdrowie psychiczne, uderza w życie osobiste i zawodowe. Co Covid zmienił w życiu najaktywniejszych 30-latków? Poprosiliśmy słuchaczy i absolwentów Szkoły Przywództwa Instytutu Wolności o podzielenie się osobistymi doświadczeniami i refleksjami z tego niezwykłego czasu.

Z pełną świadomością i odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że zaliczam się do grona osób, które oberwały solidnie. Wiem, narzeka pewnie każdy i wszyscy podpisaliby się pod tym stwierdzeniem – ja jednak czuję się wyjątkowo upoważniony do napisania tego zdania. Dlaczego? Wpływ ma na to nie tylko charakter działalności zawodowej (jestem lokalnym przedsiębiorcą, działającym głównie w obszarze turystyki), ale i mieszkańcem obszaru transgranicznego, na czym opierałem swoją aktywność: zawodową, osobistą, społeczną.

Kwestia zmian na polu zawodowym jest z pewnością najłatwiejsza do zrozumienia. Otóż pewnego dnia otrzymałem odgórny i całkowity zakaz prowadzenia działalności gospodarczej –logicznym jest, że zmieniło to diametralnie nie tylko moje plany na najbliższe miesiące (a nawet lata), ale i sytuację materialną. Pamiętajmy o tym, że obszar, w którym przyszło mi żyć i działać, ma charakter transgraniczny – wskutek obostrzeń wynikających z decyzji administracji czeskiej, miasto było podzielone jeszcze ponad miesiąc po okresie wyłączenia pierwszego lockdownu w Polsce. Z tego powodu zapaść turystyki na Śląsku Cieszyńskim pogłębiła się – wiadomo, że jej głównym kołem napędowym, szczególnie w takim miejscu jak Cieszyn, jest bliskość granicy i transgraniczny charakter regionu. Niewiele osób miało ochotę na przyjazd do połowy miasta, które de facto stało się prawdziwym krańcem Polski, za którym nie ma już nic – Cieszyn był więc drutem kolczastym zza którego widać było świat, do którego nie można wjechać. Miasta, które po dwóch stronach rzeki Olzy chronione jest przez czujne służby mundurowe obu państw.

Upadek idei Schengen (trwający tu wyjątkowo długo) miał również ogromny wpływ na relacje osobiste i aktywności społeczne. Nie ukrywam, że jesteśmy wraz z moją organizacją pionierami w budowaniu ponadgranicznych inicjatyw, które nie powstały z łapanki, w celu realizacji projektów unijnych, które wymagają uczestnictwa podmiotów z obu krajów. Nasze relacje budowane były długo, oparte na zaufaniu, przyjaźniach, relacjach towarzyskich. Pandemia i obustronny lockdown ograniczył mobilność, możliwość kontaktu, wstrzymał wspólne inicjatywy. Otwarcie granic i wyczekiwany moment, w którym można było wreszcie przejść na drugą stronę rzeki i zobaczyć dawno niewidzianych przyjaciół i współpracowników przyjęliśmy tak, jak prawdopodobnie w przeszłości ludzie przyjmowali koniec wojny, oblężenia, blokady. Mimo to kontakty uległy poluzowaniu, bo przecież sytuacja znów skomplikowała się jesienią – tym razem to nasi południowo-zachodni sąsiedzi siedzą pochowani w domach, wskutek drakońskich obostrzeń.

Wnioski – myślę, że to najważniejsza część mojej wypowiedzi, bo w poprzednich akapitach pisałem o oczywistościach. O tym co już się stało i się nie odstanie. Jednak warto wspomnieć też o konsekwencjach lockdownów, które mogą mieć wpływ na nasze funkcjonowanie w niedalekiej przyszłości.

Z perspektywy czysto biznesowej – obostrzenia doprowadziły do sytuacji, w której plan rozwoju kierowanej przeze mnie instytucji legł w gruzach. Nastąpił uzasadniony lęk przed inwestowaniem, aktywnością gospodarczą. W zeszłym roku dowiedzieliśmy się bowiem ważnej rzeczy – otóż władza, bez żadnych skrupułów, może w każdej chwili wyłączyć branżę, w której działamy. Czy jest więc sens rozwijać się, rozbudowywać, inwestować?

Warto również dodać o deficycie zaufanie nie tylko do władzy centralnej (czy samorządowej, która okazała się kompletnie bezradna i bezużyteczna) ale i unijnej. Bajki o wspólnej Europie bez granic, zachęty do współdziałania na poziomie transgranicznym okazały się czcze z powodu jednej pandemii – kiedy to żołnierze przysłani z Pragi i Warszawy pewnego dnia podzielili miasto, region, rozłączając długo budowane relacje. Ciekawą obserwacją jest być może świadomość peryferyjności i nieistotności naszego regionu – wszelkie decyzje zapadały odgórnie w centrum, władza nie zwracała uwagi na specyfikę naszego regionu (tu kamyczek do samego Śląska Cieszyńskiego – nie byliśmy w stanie stworzyć i wybrać polityków, którzy skutecznie lobbowaliby na korzyść regionu). Obostrzenia były całkowicie różne od tych czeskich (spójności działań państw wyszehradzkich również mocno brakowało) – najczęściej równie absurdalne. Czuliśmy się wszyscy jak ślepcy, prowadzeni przez niewidomego przewodnika.

Jeżeli miałbym napisać w skrócie o plusach, to nie będę musiał się wysilać – to będzie faktycznie akapit krótki i zwięzły. Wiosenna tarcza pomogła w niewielkim stopniu utrzymać się na powierzchni – choć większy wpływ na to, że wciąż biznesowo żyjemy, miała swoista solidarność międzyludzka na poziomie lokalnym. To właśnie jeden z niewielu plusów – część osób współpracujących z nami wykazała się pełnym zrozumieniem sytuacji, co z pewnością wpłynie pozytywnie na przyszłą współpracę. A poza tym? Mam fajną rodzinę, w listopadzie urodził mi się trzeci syn, rodzice są zdrowi. Oto główne plusy zeszłego roku i pozostaje mi się z nich cieszyć.

O autorze

Mariusz Chybiorz

Absolwent 5. edycji Szkoły Przywództwa, prezes Fundacji Volens, przedsiębiorca, manager w Centrum Polskim Kongresu Polaków w Republice Czeskiej. Aktywny działacz organizacji pozarządowych w obszarze promocji, turystyki, kultury, polityki tożsamościowej. Niezależny konsultant. Współtwórca wielu inicjatyw, realizowanych na terenie Śląska Cieszyńskiego, inicjator współpracy między organizacjami pozarządowymi z państw Grupy Wyszehradzkiej.

Zobacz wszystkie artykuły autora